Czarne chmury gromadzą się nad kanclerz Angelą Merkel. I to nie tylko z powodu polityki otwartych drzwi dla imigrantów. Szefowa niemieckiego rządu krytykowana jest także za negocjacje w sprawie porozumienia handlowego z USA. Reporter „Die Zeit” ostrzega: Niemcy mogą stać się reakcyjnym zaściankiem.
Reporter „Die Zeit” Jochen Bittner w komentarzu dla „The New York Timesa” zauważa, że „złowieszcze protesty uliczne” wpisały się w krajobraz niemiecki na stałe. Od kilku miesięcy niemal codziennie odbywają się masowe demonstracje. „W Dreźnie kilkutysięczne zgromadzenia obywateli protestują rzekomo w obronie cywilizacji zachodniej przed napływem barbarzyńskich muzułmanów. Podczas jednego z takich marszy pewien mężczyzna trzymał prowizorycznie zrobioną gilotynę z napisem: Zarezerwowana dla Angeli Merkel” – pisze Bittner.
Wesprzyj nas już teraz!
Reporter podkreśla, że Niemcy są źli na władzę już nie tylko z powodu uchodźców. Równocześnie z protestami wobec polityki imigracyjnej w Berlinie odbywają się marsze przeciwko negocjowanej za zamkniętymi drzwiami transatlantyckiej umowy o wolnym handlu (TTIP), także z udziałem prowizorycznych gilotyn, tym razem przeznaczonych również dla wicekanclerza Sigmara Gabriela z partii socjaldemokratów.
„Oczywiście byle co może przyciągnąć szaleńców różnego rodzaju. Jednak niepokojące jest to, że te fantazje o przemocy są wyrazem skrajnych nastrojów coraz większej części społeczeństwa niemieckiego” – kontynuuje reporter.
Reportera niepokoi fakt, że zdecydowana większość Niemców – a nie tylko osoby o poglądach skrajnie prawicowych czy lewicowych – podziela stanowisko, że „władza jest oderwana od rzeczywistości i trzeba ją ukarać”.
Merkel – zdaniem reportera – posunęła się za daleko w kwestii polityki otwartych drzwi dla imigrantów i wolnego handlu.
„To, co obserwujemy obecnie nie jest gniewem, że tak powiem ludzi z klasycznie zaczesaną grzywką, lecz dominującej części społeczeństwa, ludzi o umiarkowanych poglądach, którzy odrzucają elity, ponieważ straciły one kontakt z rzeczywistością i zdrowym rozsądkiem” – czytamy.
Bittner wylicza, co denerwuje Niemców: kryzys uchodźców, kryzys euro, kryzys na Ukrainie i niebezpieczeństwo „rozpasania globalnego kapitalizmu”. Ludzie zaczęli zadawać sobie pytanie, czy politycy wciąż wiedzą, co robią? – podkreśla reporter.
Publicysta uważa, że to pytanie, które dotyka podstawowej relacji między rządzącymi a obywatelami, ma kluczowe znaczenie. Nie chodzi o to, że Merkel straci w sondażach. Obecna polityka podkopuje zaufanie obywateli do wszelkich instytucji państwowych.
Niemcy coraz częściej wyrażają obawy o swoją tożsamość. Znamienne są słowa już nie tylko przedstawicieli antyimigracyjnej partii Alternatywa dla Niemiec. Ostatnio Boris Palmer, burmistrz zamożnego miasteczka uniwersyteckiego Tübingen, ostrzegł, że kryzys uchodźców oznacza, iż „pokój społeczny w Niemczech jest zagrożony”.
„Palmera – pisze reporter – z pewnością nie można posądzać o ksenofobię. Jest wybitnym przedstawicielem liberalnej Partii Zielonych”. Bohnner dodaję, że widać wyraźnie, iż krajobraz polityczny Niemiec już się zmienił. Frustracje wyczuwa się wśród tradycyjnej centrolewicy i centroprawicy. W związku z tym w przyszłorocznych wyborach w trzech landach należy się spodziewać zwycięstwa partii populistycznych, które mają jasny przekaz: nie dla imigrantów i nie dla umowy TTIP. „Niestety, jest prawdopodobne, że wściekli wyborcy – uwiedzeni przez populistów – ukarzą elity, oddając swój głos na skrajne partie, spychając tym samym kraj do ciasnego, reakcyjnego zaścianka, przed czym tak długo się broniono” – konkluduje reporter.
Źródło: nytimes.com
AS