Wiele posiedzeń obrad synodalnych skupia się wokół słów wypowiedzianych przez biskupów z krajów afrykańskich. Dotyczy to nie tylko wspaniałej postawy tych obrońców nierozerwalności małżeństwa, ale także problemów rodziny, których nie zna rzekomo żaden inny region świata – jak chociażby poligamia. Czy rzeczywiście jednak w Europie nie borykamy się z dokładnie tym samym problemem? Czyż każdy rozwodnik wstępujący w nowy związek nie jest de facto poligamistą? A przecież właśnie w Europie takich przypadków jest najwięcej.
Problemy duszpasterstwa rodzin w Afryce nie mają siły przebicia w mediach relacjonujących obrady tegorocznego synodu. Korespondentów mediów z Czarnego Lądu można policzyć na palcach jednej ręki, a oryginalność tamtejszych uwarunkowań kulturowych sprawia, że niewielu zachodnich dziennikarzy ma ochotę się nad nimi pochylić.
Wesprzyj nas już teraz!
W owczarniach afrykańskich pasterzy niemal nie istnieją takie zagrożenia dla rodziny jak promocja homoseksualizmu, ideologia gender, upowszechnienie antykoncepcji czy nawet kryzys męstwa. Z ust kardynała Wilfrida Napiera dowiedzieliśmy się we wtorek, że do końcowego dokumentu synodu zostanie natomiast dołączony co najmniej jeden punkt dotyczący konieczności podjęcia przez biskupów Afryki osobnej narady nad problemem poligamii.
Problem ów wynika, oczywiście, z całkiem świeżej pogańskiej przeszłości tego kontynentu. Liczni jego mieszkańcy są przekonani, że kultywując tradycję wielożeństwa nie sprzeciwiają się Bożym Prawom. Oto wielkie wyzwanie stojące przed duszpasterzami Afryki.
– Wielożeństwo nie jest jednak, wbrew pozorom, problemem wyłącznie tych społeczeństw, które jeszcze stosunkowo niedawno podlegały duchowej władzy szamanów. Przecież i w Europie niejeden mężczyzna miewa wiele żon (a niejedna kobieta wielu mężów) – powiedział w rozmowie z Jerzym Wolakiem arcybiskup Matthew Man-oso Ndagoso, ordynariusz nigeryjskiej Kaduny. – Różnica jest tylko taka, że w Afryce ma się wiele żon na raz, a w Europie – jedną po drugiej – wyjaśnił duchowny.
Przyglądając się poglądom wyrażanym przez przedstawicieli dwóch zwalczających się na synodzie frakcji, bez większego kłopotu dojdziemy do wniosku, że większość Afrykanów należy do obozu konserwatywnego, a większość biskupów Zachodu – do grupy modernistów. Ci pierwsi próbują walczyć o świętość małżeństwa, drudzy zaś – redefiniując pojęcie grzechu, sakramentalności i nierozerwalności małżeństwa – walczą o coś zgoła przeciwnego.
Jak widać, Kościół w Europie Zachodniej podąża w kierunku odwrotnym niż Kościół afrykański. Bo przecież biskupi Czarnego Lądu z poligamią i pogaństwem walczą, a hierarchowie z Zachodu zajmują się ich promowaniem. Dokładnie tak, jak dzicy szamani.
Krystian Kratiuk,
Rzym