Organizacja No borders marzy o świecie bez granic. W tym celu jej aktywiści włączyli się w pomoc imigrantom przybywającym do Europy z krajów islamskich. Naiwność działaczki skończyła się dla niej fatalnie. Przybysze odwdzięczyli się jej gwałtem. Z kolei jej koledzy z organizacji zmusili ją do milczenia, by… nie szkodzić imigrantom.
Działaczka No borders udzielała się w obozie dla uchodźców w miejscowości Ventimiglia na granicy francusko-włoskiej. To tam doszło do gwałtu na 30-latce. Okoliczności zdarzenia pokazują brutalność przybyszów, ale również dowodzą, że z krajów afrykańskich i bliskowschodnich nie uciekają cierpiący. Kobieta została zgwałcona przez Sudańczyków w trakcie… imprezy. Imigranci zamknęli ją w bloku prysznicowym w pobliżu obozu. Dziewczynie na nic zdały się krzyki, gdyż zakłócała je… głośna muzyka.
Wesprzyj nas już teraz!
Po zdarzeniu kobieta poinformowała o nim swoich lewackich kolegów z No borders. Ci jednak zamiast udzielić jej niezbędnej pomocy fizycznej i psychicznej oraz motywować ją do podjęcia kroków prawnych przeciwko sprawcom, postanowili kierować się postępową logiką. Aktywiści namówili ofiarę gwałtu do zatajenia sprawy. Jej ujawnienie miałoby zaszkodzić celowi do jakiego dąży No borders.
Jak widać po lewej stronie obowiązuje zasada „cel uświęca środki”, a cierpienie jednej kobiety najwidoczniej jest dla aktywistów mniej interesujące niż ideologiczna fanaberia sprowadzenia do Europy hord muzułmanów.
Źródło: niezalezna.pl
MWł