Na stronach „Tygodnika Powszechnego” pojawił się tekst komentujący sprawę „coming-outu” następcy księdza Lemańskiego w roli księdza-celebryty liberalnych mediów. Redakcja twierdzi, że nie wiedziała o jego „orientacji seksualnej”.
„Czy jego coming out powinien zmienić cokolwiek w odbiorze artykułu, który opublikowaliśmy? Oczywiście nie, choć można się spodziewać, że ważny głos na temat języka nienawiści używanego przez człowieka podającego się za eksperta Episkopatu (co zresztą szczęśliwie zdementował dziś rzecznik KEP), będzie teraz przez wielu bagatelizowany, bo autor tekstu okazał się czynnym gejem” – czytamy w tekście podpisanym „redakcja Tygodnika”.
Wesprzyj nas już teraz!
„Ks. Charamsa przyznaje, że publikując artykuł w „Tygodniku” nie myślał o ujawnianiu swojej orientacji ani nas o niej nie informował. Dopiero fala ataków, które spotkały watykańskiego urzędnika w ostatnich dniach, skłoniła go do wyjścia z sytuacji naznaczonej przecież hipokryzją” – dodaje redakcja.
W swej rozgrywce przeciwko nauczaniu Kościoła o homoseksualistach tygodnik powołuje się na autorytet błogosławionego Tomasza a Kempis: „Czy wiedząc o jego życiu osobistym opublikowalibyśmy ten artykuł? Ks. Adam Boniecki cytował przed tygodniem Tomasza à Kempis: „Nie pytaj, kto powiedział, ale patrz, co powiedział”. Wszystko, co napisał ksiądz Charamsa o księdzu Oko, pozostaje prawdą. Na pewno mając dzisiejszą wiedzę poprosilibyśmy jednak księdza, żeby swoim dramatycznym wyznaniem zamknął cały tekst. Oczywiście wiemy, że wielu uznałoby go wówczas za niewiarygodny. Ale to przecież ci sami, którzy i bez wiedzy o orientacji ks. Charamsy artykuł za taki uważają. Do tych, którzy nie patrzą, kto mówi, ale – co mówi, ów artykuł przemówiłby jednak jeszcze mocniej” – kończą autorzy.
kra