W ostatnim „Tygodniku Powszechnym” można znaleźć wywiad z kardynałem Christophem Schönbornem opublikowany pierwotnie na łamach pisma „La Civilta Cattolica”. Stanowi on znakomite podsumowanie argumentów używanych przez zwolenników zmian postawy Kościoła względem homoseksualistów i osób żyjących w związkach pozasakramentalnych. Główny problem z twierdzeniami Schönborna polega na tym, że sprzeciwiają się one nauce Kościoła, przypominanej niejednokrotnie przez najwyższe kościelne władze nawet w ostatnich latach.
Kardynał podczas ubiegłorocznego Synodu mówił istnieniu w małżeństwach niesakramentalnych ziaren prawdy i uświęcenia. Zostało to ujęte w dokumencie podsumowującym pierwszy tydzień obrad „Relatio post disceptationem”, chociaż nie przeszło do ostatecznego dokumentu podsumowującego prace. Ma to być analogia do nauczania Soboru Watykańskiego II. 8 paragraf Konstytucji Dogmatycznej o Kościele Lumen Gentium mówi o licznych „pierwiastkach uświęcenia i prawdy” znajdujących się poza Kościołem.
Wesprzyj nas już teraz!
Zdaniem kard. Schönborna Kościół uznał, że inne związki wyznaniowe nie są czystą nicością i istnieją w nich „elementy prawdy i uświęcenia”. „W tym świetle uzasadnione jest podejście Soboru nieszukające w innych Kościołach, wspólnotach chrześcijańskich i religiach braków, lecz tego, co pozytywne. Odnajduje się nasiona Słowa, semina Verbi, elementy Prawdy i uświęcenia”, twierdził.
Hierarcha argumentował, że skoro małżeństwo jest kościołem na małą skalę, to można przeprowadzić analogię między niekatolickimi wyznaniami a związkami cywilnymi. W nich także należy dostrzec elementy pozytywne. Szczególnie dotyczy to zdaniem kardynała małżeństw cywilnych. Są one jego zdaniem lepsze od zwykłych konkubinatów, gdyż zawierają zobowiązania podjęte przed społeczeństwem. Pozostaje pytanie czy w innych grzechach, np. kradzieży bądź zabójstwie także dostrzec można elementy pozytywne?
Co z homoseksualistami?
W wywiadzie poruszona zostaje także kwestia osób homoseksualnych. Kardynał potwierdza, że związki osób tej samej płci nie mogą zostać uznane przez Kościół za małżeństwo. Z drugiej jednak strony twierdzi, że „można i trzeba uszanować decyzję o stworzeniu związku z osobą tej samej płci, o poszukiwaniu w prawie cywilnym narzędzi zdolnych ochronić własne współżycie i własną sytuację, czyli praw zapewniających taką ochronę”.
Tymczasem w Katechizmie (współtworzonym przez kardynała!) można przeczytać, że akty homoseksualne są „z samej swojej wewnętrznej natury nieuporządkowane”, „sprzeczne z prawem naturalnym”, „wykluczają z aktu płciowego dar życia” i „nie wynikają z prawdziwej komplementarności uczuciowej i płciowej” w związku z czym „nigdy nie będą mogły zostać zaaprobowane”. To prawda: Katechizm potępia niesłuszną dyskryminację względem nich i zaleca szacunek. W jaki jednak sposób można pogodzić to stanowisko z twierdzeniem kardynała o powinności uszanowania decyzji dotyczącej trwania w grzechu?
Praktyka czyni doktrynę?
Kolejny argument kard. Schönborna dotyczy kwestii praktyki społecznej. Jego zdaniem teologowie i duszpasterze często zapominają o kontekście historycznym i społeczno-ekonomicznym. Zwraca uwagę, że często przyczyny społeczno-ekonomiczne, takie jak ubóstwo czy brak zawodowej stabilności, stoją na drodze zawarciu małżeństwa. Kiedyś w takiej sytuacji byli niewolnicy czy ubodzy służący, dziś zaś – dla przykładu – austriaccy młodzi, którym brakuje stabilności na rynku pracy. Brak stałej pracy przyczynia się do odwlekania decyzji o założeniu rodziny.
Kardynał wspomina także o przypadkach osób, które weszły w związek z osobą połączoną sakramentalnym węzłem z kim innym. Wspomina także o sytuacjach, gdy osoba dopiero w mającym miejsce po nieudanym małżeństwie związku niesakramentalnym przeżywa coś, co subiektywnie uważa za nawrócenie. „Życie uczy nas doktryny bardziej, niż doktryna życia”, twierdził kardynał.
Akcentując uwarunkowania społeczne i istnienie zawiłych sytuacji życiowych hierarcha skrytykował także „obsesję” na punkcie koncepcji czynów wewnętrznie złych, a więc uznawanych za niemoralne bez względu na okoliczności im towarzyszące. „Obsesja na punkcie intrinsece malum tak bardzo zubożyła debatę, że nie skorzystaliśmy z szerokiego wachlarza argumentacji na rzecz jedyności, nierozerwalności, otwarcia na życie, ludzkiego fundamentu doktryny Kościoła”, twierdzi duchowny.
Przypomnijmy, że zasada czynów wewnętrznie złych została potwierdzona przez Jana Pawła II. Jak napisał święty papież w encyklice Veritatis Splendor „Istnieją uczynki, które są wewnętrznie złe, dlatego że są złe zawsze i same z siebie, to znaczy ze względu na swój przedmiot, a niezależnie od ewentualnych intencji osoby działającej i od okoliczności. Okoliczności nie mogą zatem sprawić, że np. cudzołóstwo stanie się czymś niewinnym.
Jak pisał Jan Paweł II w „Familiaris Consortio” rozwiedzeni w powtórnych związkach nie mogą być dopuszczeni do Eucharystii, ponieważ „ich stan i sposób życia obiektywnie zaprzeczają tej więzi miłości między Chrystusem i Kościołem, którą wyraża i urzeczywistnia Eucharystia”, a „dopuszczenie ich do Eucharystii wprowadzałoby wiernych w błąd lub powodowałoby zamęt co do nauki Kościoła o nierozerwalności małżeństwa”. Stanowisko to zostało powtórzone w Liście Kongregacji Nauki Wiary dotyczącym przyjmowania komunii eucharystycznej przez wiernych rozwiedzionych, żyjących w nowych związkach z 14 września 1994 r., a także w adhortacji Sacramentum caritatis Benedykta XVI z 2007 r. Jeszcze w 2013 r. nauczanie to powtórzył arcybiskup Gerhard Ludwig Muller, prefekt Kongregacji Nauki Wiary. Osoby w tej sytuacji mogą wystąpić do sądu kościelnego o stwierdzenie nieważności sakramentalnego małżeństwa. Jeśli zaś z ważnych powodów (np. wychowanie dzieci) muszą pozostać w nowym związku, to zobowiązane są do życia w czystości i wówczas mogą korzystać z sakramentów na normalnych zasadach.
Źródło: „Tygodnik Powszechny” / „La Civilta Cattolica”
Marcin Jendrzejczak