Teoretycznie kampania referendalna jest na finiszu. Wydawać by się mogło, że partie i organizacje społeczne powinny uderzać w nas propagandą. Tak się jednak nie dzieje. Jak widać, politycy zdają sobie sprawę, że decyzja Komorowskiego o rozpisaniu referendum była elementem walki wyborczej. Przypomnijmy więc sobie o co władza nas zapyta.
Pierwsze pytanie dotyczy zmiany ordynacji wyborczej. Miał być to ukłon Bronisława Komorowskiego w kierunku wyborców Pawła Kukiza, który zajął w I turze wyborów prezydenckich 3 miejsce uzyskując wynik ponad 20 proc. poparcia. Chociaż naczelnym hasłem zaangażowanego społecznie muzyka była idea wprowadzenia w Polsce jednomandatowych okręgów wyborczych, to nie wiadomo na ile była to motywacja dla wyborców by poprzeć właśnie Kukiza. Niestety pytając o to w referendum zmarnowano dziesiątki milionów złotych zebranych od podatników, gdyż pytanie jest niekonstytucyjne. Nawet gdyby Polacy masowo zagłosowali na „tak”, a frekwencja byłaby na tyle wysoka, że referendum byłoby wiążące, to nie dojdzie do zmiany ordynacji wyborczej. Nasza Ustawa Zasadnicza określa ordynację jako proporcjonalną, a nie większościową. Pierwsze pytanie referendalne brzmi tak: Czy jest Pani/Pan za wprowadzeniem jednomandatowych okręgów wyborczych w wyborach do Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej?
Wesprzyj nas już teraz!
Pytanie numer dwa jest konstytucyjne, ale nie ma najmniejszego sensu, gdyż nie wiadomo co miałyby oznaczać obie odpowiedzi. Wygląda ono tak: Czy jest Pani/Pan za utrzymaniem dotychczasowego sposobu finansowania partii politycznych z budżetu państwa? Takiego bubla chyba nie trzeba komentować.
Czy jest Pani/Pan za wprowadzeniem zasady ogólnej rozstrzygania wątpliwości co do wykładni przepisów prawa podatkowego na korzyść podatnika? – brzmi trzecie pytanie. Jego ogólność szokuje. Co więcej, stosowne rozporządzenia w tej sprawie już wprowadził parlament, mimo że wcześniej politycy PO zastrzegali się, że to niemożliwe. Pytanie o rzecz już wprowadzoną nie ma najmniejszego sensu.
Zważywszy na nikłe zainteresowanie społeczne referendum, połączone z obojętnością partii politycznych niezachęcających do głosowania (jedynie PO wykorzystała tę okazję by zaatakować PiS), wiele wskazuje na to, że frekwencja będzie bardzo mała. Niezależnie więc o wyników i niekonstytucyjności pytań i tak nie będzie wiążące.
Wedle doniesień medialnych cała zabawa kosztuje nas 100 milionów złotych. Tymczasem by dokończyć budowę zbiornika wodnego w Świnnej Porębie koło Wadowic potrzeba prawdopodobnie kwoty znacznie niższej. Niestety na zabezpieczenie przeciwpowodziowe Krakowa i małopolski pieniędzy brakuje. Poszły na referendum. A inwestycja geologiczna budowana jest od 1986 roku!
MWł