Wizyty, w trakcie których w ciągu ostatnich pięciu lat Radosław Sikorski zahaczał o Wyspy, kosztowały podatników prawie ćwierć miliona złotych. Choć niektórzy z PO twierdzą, że ma do tego kraju po prostu słabość, inni sugerują, że wizyty mogły łączyć się z odwiedzinami synów uczących się w elitarnej brytyjskiej szkole.
„22 września ubiegłego roku Radosław Sikorski oficjalnie zakończył siedmioletnią kadencję na stanowisku ministra spraw zagranicznych. Zaledwie pięć dni wcześniej poleciał do Londynu, by uczestniczyć w otwarciu nowej siedziby Wydziału Konsularnego i Ekonomicznego ambasady RP” – czytamy w artykule Wojciecha Wybranowskiego w tygodniku „Do Rzeczy”. Ta krótka podróż kosztowała nas 4829,32 zł, obejmując przelot, pobyt w hotelu oraz wypłaconą delegację.
Wesprzyj nas już teraz!
Redakcja „Do Rzeczy” z MSZ otrzymała wykaz jedynie za lata 2009-2014. Radosław Sikorski przez ten czas średnio co 2,5 miesiąca przebywał na terytorium Wielkiej Brytanii. Choć pośród 24 wizyt ministra znajdują się rzecz jasna takie, którym trudno odmówić słuszności, są także takie jak otwarcie wystawy historycznej, udział w VII Kongresie Polskich Stowarzyszeń Studenckich w Oksfordzie czy udział w uroczystościach 60-lecia Polskiej Macierzy Szkolnej. Wielokrotnie także Sikorski przebywał na Wyspach w trakcie przelotu do innego kraju, na przykład Stanów Zjednoczonych.
Poseł Krzysztof Szczerski komentuje tak częstą obecność ministra w Wielkiej Brytanii: – Pytanie, jakie to były nieoficjalne powody tych wizyt? – zastanawia się. – Jedynym możliwym do przyjęcia wytłumaczeniem byłoby to, że korzystał z pretekstów do spotkania się z synami, którzy uczą się w ekskluzywnej szkole w Wielkiej Brytanii. Podobnie całą sprawę komentuje poseł Przemysław Wipler: – Ranga większości spotkań jest tak niska, że rzeczywiście sprawiają one wrażenie podkładek – stwierdza. Dodaje również: – Poważnie zastanawiałbym się nad tym, czy głównym celem naprawdę nie były rodzinne spotkania. Marszałek Sikorski nieraz pokazał, że nie ma zahamowań w wydawaniu publicznych pieniędzy. Przykładem może być słynna kolacja z Jackiem Rostowskim, gdy za posiłek Sikorski zapłacił 1352,25 zł czy też pobieranie pieniędzy publicznych z tytułu rzekomych kilo metrówek. Zdaniem dziennikarzy „Wprost”, którzy sprawę ujawnili, w grę wchodzić może nawet kwota 80 tys. zł.
Źródło: „Do Rzeczy”
KRaj