On jeszcze żył, kiedy po raz pierwszy się dowiedziałem, że ktoś taki w ogóle istnieje. On jeszcze pisał, kiedy ja czytałem z zapartym tchem jego książkę – swego pierwszego „mackiewicza”, powieść „Nie trzeba głośno mówić”. Rzecz nie dotyczy podstaw savoir vivre, a jeżeli już tak to nazwiemy, to chodzi o takie wychowanie, które nigdy nie pozwala kłamać. Tutaj bowiem trzeba krzyczeć wniebogłosy! Nie dość, ze Sowieci ze swymi polskojęzycznymi agentami ukradli nam Polskę, to jeszcze chcieli pozbawić nas takiego pisarza. Choć może trzeba by napisać, że nadal chcą…
Czy to ważne, gdzie i kiedy się urodził? Oczywiście, że ważne gdzie i jeszcze w jakiej rodzinie. Urodził się w 1902 r. Sankt Petersburgu, a wychował w Wilnie. Jego ojciec był ziemianinem, właścicielem m.in. wielu kamienic w tym mieście, a matka, córka zesłańca na Sybir, pochodziła z Krakowa i była znajomą Wyspiańskiego. Ważne więc, kim byli jego rodzice i jakie miał rodzeństwo. A przecież jego starszym bratem był nie kto inny, jak Stanisław Cat Mackiewicz.
Wesprzyj nas już teraz!
Ważne również, kim byli jego koledzy z gimnazjum, bo to właśnie wtedy, w 1919 r., w czas wojny z bolszewikami, Józef zgłosił się na ochotnika i został ułanem 3. Pułku Strzelców Konnych. To o tyle istotne, że prawdziwe pisanie Mackiewicza zaczęło się dzięki wsparciu znanego krytyka Karola Zawodzińskiego, także kawalerzysty z czasów wojny polsko-bolszewickiej.
Był rok 1938, kiedy drukiem wyszła pierwsza książka Józefa Mackiewicza, opatrzona m.in. wstępem słynnego Ferdynanda Ossendowskiego – zbiór kresowych reportaży pt. „Bunt rojstów”.
Mackiewicz raczej nieprzypadkowo właśnie od buntu zaczynał swą drogę przez moczary ówczesnej poprawności politycznej (rojsty to na litewszczyźnie określenie bagien i podmokłych terenów). Jego książka opisująca bez żadnych osłonek i ozdobników rzeczywistość Polesia, była „bardzo wbrew” twardej polityce w stosunku do mniejszości narodowych na Kresach. Zmieniające się czasy na pewno nie zmieniają jednego – towarzyskiej, klanowej czy po prostu państwowej cenzury treści „nie pasujących” rodzinie, znajomym czy rządzącym. Może tylko tresura XX-wiecznych totalitaryzmów spowodowała, że dużo łatwiej dzisiaj niż sto lat temu o tzw. autocenzurę. Bo czy można być we współczesnym świecie wielkim pisarzem mówiąc zawsze wyłącznie to co się myśli? Czy można zachwycać swą twórczością opisując świat dokładnie takim, jakim on jest? Tak, można, ale ze świadomością, że to nie tylko nie jest droga do Literackiej Nagrody Nobla (Mackiewicz był do tej nagrody zgłaszany!), ale także wątpliwa szansa na dotarcie do większej ilości Czytelników. W 1981 r. Mackiewicz tak o tym mówił w rozmowie z Bronisławem Mamoniem, odpowiadając na pytanie o swoje credo pisarskie:
Credo przewodnie? Prawda. Czy coś z niej, ale zawsze prawda. Fikcja sama mnie nudzi. Tzw. „fikcja” osób czy sytuacji służy do uzupełniania prawdy, jaką autor widzi. Całą prawdę zna tylko Bóg, ale autor odpowiedzialny jest w opisie nie tylko za to, co widzi, ale i za to, co widząc świadomie przemilczy. Tym bardziej, jeżeli czyni to na rozkaz czy pod innym naciskiem z góry. Niezależnie od władz czy nastroju społeczeństwa krajobraz, ludzie w nim, wszystko powinno być prawdziwe.
Ach, to wspaniałe u Mackiewicza słowo „PEJZAŻ”. Jakżesz było ono mi bliskie w drugiej połowie lat 80-tych ubiegłego wieku. Polska po stanie wojennym gniła czekając na transformację, czyli przekazanie władzy przez „onych” swoim, a ja „połykałem” z wypiekami na twarzy kolejne powieści tego największego polskiego prozaika XX wieku, który swe ostatnie lata życia (zmarł w 1985 r.), wraz z drugą żoną Barbarą Toporską, spędził w Monachium.
Za sformułowaniem „spędził” kryje się zapomnienie, odrzucenie i bieda. Prawie jak u Norwida. Tutaj, nad Wisłą, system pękał w szwach, choć wciąż potrafił dręczyć i zabijać. Ale jednocześnie pozwalał na „upuszczanie powietrza”. Wentylem były m.in. tzw. niezależne oficyny. I to ich edycje dawały szansę także na lekturę autorów wyklętych, a wiec przede wszystkim Józefa Mackiewicza. Możliwość taką skutecznie – bo prawnie i sądowo – zablokowano w Polsce… po 1989 roku. Zapewne nie powinniśmy się dziwić (a może jednak są tacy, dla których to będzie zaskoczeniem?), że osoba, która za tym stoi jest, według zmarłego w ubiegłym roku najlepszego badacza twórczości i życia Józefa Mackiewicza, krewną Adama Michnika. Pani Nina Karsov-Szechter, która w co najmniej dziwnych okolicznościach stała się spadkobierczynią prawną dorobku pisarskiego Mackiewicza, grozi sądem i horrendalnymi odszkodowaniami każdemu kto bez jej zgody chciałby coś wydać. A zgody tej konsekwentnie od ponad dwudziestu lat nie udziela.
A pejzaż? Jest w nim nade wszystko to, czego nie znajdziemy gdzie indziej. Nikt tak bowiem nie opisał świata polskich Kresów i jego umierania od czasów XIX po połowę XX wieku. Nikt tak jak Mackiewicz nie opowiedział o przedrewolucyjnej Rosji, o Katyniu, o Ponarach, o tym, jak wyglądała zdrada Litwinów w 1939 r., o prawdziwych realiach sowieckiej okupacji i o głupocie dowódców Armii Krajowej, którzy tę okupację lekceważyli. Obowiązkową lekturą Polaka powinna być trylogia: „Lewa wolna” – „Droga donikąd” – „Nie trzeba głośno mówić”. Obowiązkową lekturą katolika powinien być dyptyk: „W cieniu krzyża” – „Watykan w cieniu czerwonej gwiazdy”. Obowiązkową lekturą Europejczyka powinna być książka „ Kontra”, która opowiada o wydaniu przez aliantów Rosjan walczących przeciwko bolszewikom na pewną śmierć z rąk Sowietów. Natomiast obowiązkiem każdego człowieka, który poważnie traktuje wolność powinna być wnikliwa lektura powieści „Zwycięstwo prowokacji”. Autor opisał lepiej niż można to sobie wyobrazić mechanizmy manipulacji intelektualnych stosowanych w komunizmie, które – o zgrozo – są identyczne z metodami, jakie obserwujemy w praktyce dzisiejszych mediów i w działaniach polityków.
W pejzażu Mackiewicz definiuje też patriotyzm wkładając w usta jednego z bohaterów „Lewej wolnej” następującą frazę: Patriotyzm narodowy, patriotyzm doktryny i patriotyzm pejzażu. Narodowy interesuje się tylko ludźmi zamieszkującymi dany pejzaż, ale nie pejzażem. Doktrynalny, ani ludźmi ani pejzażem, tylko zaszczepieniem doktryny. Dopiero patriotyzm pejzażu […] obejmuje całość, bo i powietrze, lasy, i pola, i błota i człowieka jako część składową pejzażu.
Kiedyś, na jakiejś konferencji Mackiewicz przedstawił się następująco: „Zawód – pisarz; narodowość – antykomunista; przekonania – kontrrewolucjonista; kraj pochodzenia – Europa Wschodnia”. Nie ma w Polsce ulic z jego nazwiskiem, nie ma szkół, które chciałby mieć w nim swego patrona. Jedynym widomym publicznie i czynnie znakiem pamięci o tym człowieku i pisarzu jest przyznawana od roku 2002 Literacka Nagroda jego imienia. Nagroda niezwykle ważna, bo w zalewie lewackiej kultury będąca swoistym szańcem normalności i polskości. Może nawet takim drogowskazem dla błądzących. Nagroda jednak, jak i jej patron bardzo mało znana, choć sygnująca się tym niesamowitym, z Mackiewicza wyjętym zdaniem: „Jedynie prawda jest ciekawa”.
Tomasz A. Żak