W niedzielę rano pociąg Pendolino – najszerzej rozpoznawany przykład modernizacyjnych „sukcesów” ostatnich lat – ruszył w trasę z Warszawy do Krakowa. Pasażerowie narzekali na wysokie ceny biletów, brak wi-fi i niekomfortową jazdę. Niektórzy zauważali, że w przeszłości z Warszawy do Krakowa jechało się już 2,5 godziny, i to bez drogich włoskich składów.
Społeczeństwo zawiodło nadzieje pokładane w nim przez władze. W Warszawie nie było tłumów, zabrakło także gapiów wzdłuż trasy przejazdu. Włoski pociąg na trasie Warszawa-Kraków przewiózł jedynie 100 osób, niektórzy z pasażerów nie wiedzieli nawet, że przypadła im taka historyczna rola.
Wesprzyj nas już teraz!
Dystans zachowali nawet dziennikarze mediów głównego nurtu. Jak przyznają, nie obyło się bez pewnych „zgrzytów”, choć to dalej ma to być wielki dzień dla Polski, a przynajmniej dla polskich kolei.
Historycznych osiągnięć wydają się za to nie doceniać sami pasażerowie. Przejazdy najszybszego w Polsce pociągu oznaczają poważne utrudnienia dla kursowania składów TLK, a bilety na nie są o wiele tańsze. Przeciwko likwidacji Interregio „Matejko” protestuje już ponad 2 tysiące osób, zniknie także TLK „Pobrzeże” dojeżdżający do Warszawy.
Kierownictwo spółki Przewozy Regionalne potwierdza: z powodu przejazdów Pendolino zarządca torów zaproponował bardzo nieatrakcyjne godziny kursowania „Matejki” – pociągu łączącego Kraków z Warszawą. Bilet na to połączenie kosztował 54 złote. Do połowy stycznia w każdym składzie Pendolino sprzedawanych będzie około 60 biletów po 49 złotych, ale liczba tanich miejsc zostanie później ograniczona do 20. Za przejazd na tej trasie reszta pasażerów będzie płacić od 105 do 150 złotych. Trudno się dziwić niezadowoleniu.
Źródło: wpolityce.pl, onet.pl
mat