Szefowie Lidla w szkockim Kirkcaldy zabronili rozmawiać w ojczystym języku polskiemu personelowi. Zakaz obowiązuje nie tylko podczas wykonywania czynności zawodowych, ale także podczas przerw. Na taki dyktat zareagowała polska ambasada.
Lidl tłumaczy wprowadzony zakaz prowadzoną przez siebie polityką, zgodnie z którą oficjalnym językiem w sklepie jest angielski. Nieprzestrzegający tego nakazu muszą liczyć się z konsekwencjami dyscyplinarnymi.
Wesprzyj nas już teraz!
To jednak nie spodobało się polskiej ambasadzie w Londniey. Ambasador zareagował oburzeniem. „Cóż za nowatorska metoda uczenia obcokrajowców angielskiego i tracenia klientów przez Lidla. Wstyd! Zareagujemy” – napisał na Twitterze.
I faktycznie, polska ambasada wystosowała specjalne pismo w tej sprawie. „To oczywiste, że angielski jest głównym językiem słownej komunikacji. Jednak w naszym mocnym odczuciu odmawianie pracownikom Lidla prawa do posługiwania się ich rodzimym językiem w prywatnych rozmowach na przerwach jest wyrazem dyskryminacji” – napisał Witold Sobków. Zdaniem ambasady, w globalizującym się świecie, przedstawiciele Lidla powinni się cieszyć, że ich pracownicy, obok angielskiego, posługują się także innym językiem.
W Kirkcaldy zbierane są obecnie podpisy pod protestem przeciwko językowej dyskryminacji w hipermarkecie.
Źródło: tvpinfo.pl
ged