Jacek Poniedziałek zdaje się być niemal modelowym przykładem zmian, dokonujących się na naszych oczach. Jakie to zmiany? Kiedyś z homoseksualizmu się śmiano, potem traktowano jako nieszkodliwe dziwactwo, by w końcu ujrzeć jego zadziwiającą ofensywę w wielu dziedzinach życia społecznego.
Od czasów popularnej, choć epizodycznej roli Bogdana Łazuki w „Czterdziestolatku”, gdzie zagrał dziwacznie ubranego i zachowującego się „kochającego inaczej”, minęło już wiele lat. I sporo od tamtej roli się zmieniło. O ile wówczas – ale także nierzadko później – można było zobaczyć na ekranie homoseksualistę-dziwaka, z ukazanymi w krzywym zwierciadle cechami typowymi dla zniewieścienia, o tyle dzisiaj wydaje się to nie do pomyślenia. W masowej kulturze panuje bowiem przekonanie, że nawet cudacznie wyglądający homoseksualiści winni być traktowani śmiertelne poważnie. Nie o żadną chorobę przecież tu chodzi, ale o orientację! Taką jak każda inna.
Wesprzyj nas już teraz!
Ofensywę homoseksualnego ruchu widać znakomicie po aktywności jednego z najbardziej znanych w Polsce homoseksualistów – Jacka Poniedziałka. W umyśle masowego odbiorcy telewizji zasłynął on przed laty rolą w serialu „M jak Miłość”. Grał tam amanta, mężczyznę uroczego, poukładanego, walczącego o uczucie jednej z głównych bohaterek. Wzbudzał zainteresowanie, szczególnie płci przeciwnej.
Nagle, w niedługi czas po debiucie w popularnym serialu, Poniedziałek ujawnił, że jest homoseksualistą. Szalejący z radości przedstawiciele branżowych organizacji nie ukrywali, iż wiedzieli o tym od dawna. Zaskoczenie za to wyrażały fanki odgrywanego przez Poniedziałka amanta. Pozornie jednak ów coming out aktora nie powinien być przyczyną zdziwienia dla kogoś, kto zdaje sobie sprawę jak brudny jest showbiznes. Gromadzi on bowiem wiele osób z rozmaitymi wynaturzeniami. Problem jednak w tym, że Poniedziałek ujawniwszy swoje skłonności, zdawał się być „normalnym gościem”. Stronił od starć ideologicznych, nie domagał się przyznawania homoseksualistom przywilejów, nie straszył też cudacznym imagem.
To wszystko rozegrało się jednak w 2006 roku, czyli bardzo dawno temu. Wówczas to temat homoseksualizmu był w Polsce traktowany jako coś zgoła abstrakcyjnego, niezbyt istotnego. Zblatowane z tęczowymi lewicowe kręgi okrzyknęłyby ów okres „czasem wielkiego tabu” lub – bardziej poetycko – „okresem wielkiej smuty”. Owa „smuta” rychło się zakończyła, bo kolejne lata przyniosły odważną, agresywną propagandę prohomoseksualnej ideologii gender i coraz częściej pojawiały się informacje o tabunach seksedukatorów krążących po szkołach i wycinających w pień dziecięcy wstyd oraz zdroworozsądkowe myślenie. W tęczowe barwy obleczono sejmowy budynek, postulując legalizację związków partnerskich czy – to Ruch Palikota – adopcję dzieci przez homoseksualistów. W parlamentarnych ławach zasiedli natomiast piskliwy Robert Biedroń, nie mający bladego pojęcia nawet o tym, czym jest Konwent Seniorów oraz mężczyzna, który po odjęciu tego i dodaniu owego nazwał samego siebie Anną Grodzką.
W rytm tych zmian zmieniał się Jacek Poniedziałek. Z serialowego amanta zostało niewiele. Najpierw farba na włosach, potem ogromne, szalenie modne okulary, tryskające barwami ubrania. Zmienił zresztą nie tylko stylizację. Zaczął udzielać wywiadów nie jako aktor, ale jako homoseksualista, w których opowiadał na przykład o rzekomym stosunku seksualnym z duchownym czy intymnych relacjach z… koleżanką w przedszkolu.
Homoseksualistów przypisujących mu kobiece cechy nazywał „ciotami”, insynuował też wyjątkowo obrzydliwe zachowania wobec nieletnich z ich strony. W jednym z wywiadów powiedział na przykład: Myślę, że gejów zauważają tylko ci, którzy są na to wrażliwi. Taki Eminem na przykład prześwietla i od razu wie. Być może miał jakiś epizod. W końcu przez łóżko jego matki przewijało się mnóstwo facetów. Któryś mógł wstąpić do pokoju małego Eminema… O co chodziło Poniedziałkowi, gdy mówił o wizycie mężczyzny w pokoju dziecka? Jego wypowiedź wydaje się łączyć homoseksualizm z pedofilią. Ale to nie wszystko. Innym razem Poniedziałek ocenił, że podoba mu się aktor, Mateusz Damięcki ponieważ ma… chłopięcą urodę.
Powyższe cytaty to tylko niektóre z odrażających wręcz wypowiedzi Jacka Poniedziałka. Niedawno wystąpił on w zupełnie nowej dla siebie roli – bronił satanistycznego zespołu Behemoth przed grupami modlących się ludzi. Takie piosenki satanistów jak „Chwała zabójcom świętego Wojciecha” czy „Chrześcijanie dla lwów” nazywał… konwencją artystyczną. To ciekawie brzmi w ustach homoseksualisty, skarżącego się nierzadko na brak tolerancji wobec własnego cudactwa.
Jacek Poniedziałek jest obecnie jednym z najbardziej rozpoznawanych homoseksualistów w Polsce. Chwalące go za coming out środowiska sugerowały, że jego deklaracja była czymś w rodzaju przełomowego kroku. Trudno w to uwierzyć, jeśli wziąć pod uwagę, że aktor ogłosił to w jednym z popularnych brukowców. Nasuwa się raczej podejrzenie o chęć zrobienia kariery na „homoseksualnych skłonnościach” niż o potrzebę szczerości. Szczególnie, że image homoseksualisty Poniedziałkowi bardzo pomaga. Może pełnić bowiem rolę „dyżurnego homoseksualisty” do okładania „homofobów” po głowie pałką politycznej poprawności. Chęć sławy i zarabianie na niej niezłych pieniędzy to zapewne jedna z tych ważnych motywacji przyświecających Jackowi Poniedziałkowi, dzielnie dotrzymującemu kroku postępującym do przodu przedstawicielom homoseksualnych ruchów.
Tomasz Figura