23 września 2014

Jeśli Jan Komasa chciał zrobić film wojenny, o którym będzie można powiedzieć, że pod względem techniki jest najlepszym jaki powstał w Polsce, to cel osiągnął. Przy okazji jednak tłumy uczniów oklaskujących jego dzieło zyskają pewność – o ojczyznę nie warto walczyć, bo wojna, wojsko i żołnierze, to zło.


„Miasto 44” rzeczywiście urzeka niespotykaną dotychczas w Polsce umiejętnością ukazania ogromu nieszczęść jakim jest wojna – jedna z najgorszych spośród Bożych kar. Odtworzenie przedwojennej Warszawy, efekty specjalne, charakteryzacja, rozmach scen bitewnych – to się Komasie naprawdę udało, i dzięki temu reżyser z pewnością przejdzie do historii polskiego kina. Uczniowie wychodzący z seansu będą z pewnością dumni, że w ich kraju powstał film, którego nie powstydziłby się Steven Spielberg i inni wielcy reżyserzy z Hollywood.

Wesprzyj nas już teraz!

„Szkoły pójdą”?

Opowiadający o młodych ludziach film, został zrobiony przez młodych ludzi (obfituje w świetne debiuty aktorskie) pod opieką młodego reżysera (Komasa ma 33 lata) i przeznaczony dla młodych ludzi. Tłumnie ruszyły nań szkoły – trudno im się dziwić, nauczyciele historii od Bałtyku po Tatry cieszą się, ze w końcu mogą pokazać podopiecznym film o Powstaniu Warszawskim. Co jednak – prócz szacunku dla wirtuozerii filmowych techników – pozostanie w głowach uczniów oglądających „Miasto 44”?

Oglądając dzieło Komasy można odnieść wrażenie, że Powstanie zostało wywołane przez… warszawską młodzież. Że za hekatombę sprzed siedemdziesięciu lat odpowiada garstka nieodpowiedzialnych dzieciaków, którzy wyszli w miasto, bo chcieli sobie postrzelać przez mityczne już dwa-trzy dni. Reżyser bowiem nie pokusił się o jakiekolwiek rozliczenia dowództwa – nie ma tam ani słowa o tym, że ktoś wydał rozkaz by iść z gołymi rękami na uzbrojonych po zęby Niemców.

Widzimy więc, jak dziesięciu Powstańców z dwiema sztukami broni „szturmuje” kamienicę. Patrzymy na chłopców próbujących zdobyć pistolet bijąc Niemców po hełmach gołymi pięściami. Te niebezpieczne zabawy obciążają jednak w filmie konto powstańców, a nie dowódców, którzy wysłali ich na pewną śmierć! Dowódców w „Mieście 44” zwyczajnie nie ma! Nie ma ich ani przed wybuchem warszawskiego zrywu, ani w jego trakcie, ani po zakończeniu. Sztab pojawia się jedynie na ułamek sekundy gdzieś w tle, gdy bliżej niezidentyfikowany wojskowy wydaje rozkaz by zejść do kanałów.

Nieodpowiedzialny dowódca, nieodpowiedzialny reżyser

Być może Komasa rzeczywiście chciał zrobić film pokazujący dramat niewyobrażalnych zniszczeń i cierpienia stolicy, ukazany tak, jak widzieli go młodzi Powstańcy. Ale stworzył obraz tak skrajnie nieodpowiedzialny, jak nieodpowiedzialni byli decydujący o podjęciu walki z Niemcami w takich a nie innych warunkach. W oczach widza wina przerzucona jest jednak całkowicie na Powstańców, ewentualnie na Bogu ducha winnych dowódców poszczególnych batalionów.

Wszystko to, w połączeniu z naturalistycznymi scenami śmierci tysięcy ludzi rozrywanych na strzępy przez granaty i czołgowe pociski, umierającymi pod gruzami dziećmi, tracącymi ręce, nogi i głowy żołnierzami i powstańczymi ochotnikami, daje młodemu widzowi prosty przekaz – nie warto walczyć. Bo wojna to zawsze zło, bo angażowanie się w walkę o niepodległość, w czyn zbrojny musi skończyć się dramatycznie. Tym bardziej, że Powstańcy Komasy nie walczą wcale o jakieś konkretne „ideały”. Chęć dekonstrukcji mitów i patosu tak mocno wkroczyła do umysłowości dzisiejszych artystów, że z ust bohaterów filmu w ogóle nie padają takie słowa jak Polska, Ojczyzna czy wiara. Raz jeden tylko, umierający nastolatek krzyczy: „niech żyje wolność”, ale i to dzieje się w sytuacji mogącej być odczytaną jako groteskowa.

„Miasto 44” mogło wpisać się w narodową debatę o Powstaniu Warszawskim. Reżyser nie miał jednak ambicji opowiadania się po którejś ze stron dyskusji. Nie ma w nim ani apologii zrywu, ani chłodnego rozliczenia z winnymi tego dramatu. Jest za to mnóstwo krwi (w tym jedna najbardziej chyba przerażająca naturalizmem scena w historii polskiego kina, przy której ujęcia Wojciecha Smarzowskiego wydają się dość umiarkowane), absurdalnie poprowadzony wątek miłosny oraz nie wiadomo w jakim celu zainstalowana postać… powstańca-gwałciciela.

Po co więc powstało „Miasto 44”?

 


Krystian Kratiuk

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Bez Państwa pomocy nie uratujemy Polski przed planami antykatolickiego rządu! Wesprzyj nas w tej walce!

mamy: 310 301 zł cel: 300 000 zł
103%
wybierz kwotę:
Wspieram