Jak twierdzi „Do Rzeczy”, obok ministrów, nagrano także premiera Donalda Tuska podczas rozmowy z Janem Kulczykiem. Jak wynika z relacji informatorów tygodnika, służby specjalne mogły wiedzieć o procederze nagrywania już rok temu.
Dlaczego służby nic nie zrobiły w tej sprawie? „Do Rzeczy” twierdzi, że mogło się tak stać z dwóch powodów. Jednym z nich miała być chęć ochrony polityków PO przed kompromitacją, drugim – niechęć do ministra spraw wewnętrznych i wprowadzanych przez niego reform służb specjalnych.
Wesprzyj nas już teraz!
Jak twierdzi w rozmowie z „Do Rzeczy” oskarżany o inicjowanie nagrań biznesmen, Marek Falenta informacje o procederze nagrywania miał on zgłaszać właśnie przed rokiem. Obecnie – utrzymuje tygodnik – służby poszukują taśm, gdyż nie wszystkie jeszcze ujawniono. Wśród nich ma być m.in. nagranie rozmowy premiera Donalda Tuska i znanego biznesmena Jana Kulczyka. Rozmowa miała dotyczyć Ukrainy. Ale to nie jedyna taśma z premierem. Niewykluczone, że istnieje też nagranie rozmowy szefa rządu z synem i nieznaną publicznie osobą na temat afery Amber Gold.
Jak wynika z informacji Kancelarii Prezesa Rady Ministrów doszło w sumie do trzech spotkań premiera z Janem Kulczykiem. Dotyczyły one sytuacji na Ukrainie oraz przedstawienia przez PKOl i ministra sportu efektów obrad „okrągłego stołu dla sportu”.
Jeśli nie Falenta, to kto mógł nagrywać? Jedna z hipotez dotyczy kelnera Łuksza N., który współpracuje z CBŚ. To on mógł zdobywać dla służb informacje, bez konieczności uzyskania zgody sądowej. Inna hipoteza dotyczy Grzegorza Schetyny. Informator „Do Rzeczy” twierdzi, że za nagraniami mógł stać biznesmen z Wrocławia, związany ze Schetyną.
Źródło: „Do Rzeczy”
ged