16 maja 2014

Po dwudziestoletnim uśpieniu Turcy plują sobie w brodę, że zrezygnowali z szeregu projektów, które miały wzmocnić ich siłę na Morzu Czarnym. Ankara na poważne zaczyna obawiać się powtórki z 1783 r. i kolejnej wojny krymskiej z Rosją.

 

W magazynie „Foregin Affairs” ukazała się analiza poświęcona relacjom rosyjsko-tureckim dalekowzrocznym planom Rosji. Magazyn przypomniał historię stosunków rosyjsko-tureckich od osiemnastego wieku.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Pismo zauważa, że utrata Krymu przez Imperium Osmańskie na rzecz Imperium Rosyjskiego w 1783 roku była punktem zwrotnym w historii obu cywilizacji. Dla Turków oznaczała pierwszą stratę znacznego terytorium muzułmańskiego na rzecz władcy chrześcijańskiego – Katarzyny Wielkiej, która podobnie jak prezydent Władimir Putin interweniowała podczas krymskiej wojny domowej i ostatecznie przyłączyła półwysep. Dla Rosjan to był początek transformacji kraju w kierunku światowej potęgi. Przez Morze Czarne Rosja mogła popłynąć na Zachód.

 

Począwszy od 1783 r. Rosjanie sukcesywnie zwiększali swoją obecność na morzu i w niezwykle krwawych bitwach zdobywali coraz większe terytoria tureckie. Moskiewska marynarka szybko rozszerzyła swoją działalność od Morza Czarnego do Morza Egejskiego i Morza Śródziemnego. Mocarstwa europejskie nie chcąc dopuścić do zdominowania Morza Czarnego przez Rosję udały się w kierunku cieśnin Bosfor i Dardanele. W rezultacie kolejnej wojny krymskiej w latach 1853-1856, teoretycznie Rosja przegrała, a wygrali Turcy. W rzeczywistości jednak, to francuskie i brytyjskie siły wygrały wojnę w imieniu Turków.

 

Rosjanie wykorzystali krymską porażkę jako okazję do podjęcia szeregu ważnych reform i pod koniec XIX wieku ponownie byli gotowi do ataku na Imperium Osmańskie na Kaukazie, Bałkanach i Morzu Czarnym.

 

Krym zawsze miał kluczowe znaczenie dla wywiadu tureckiego. Według Michaela Reynoldsa, wykładowcy Princeton University, autora książki o upadających mocarstwach, osmańscy stratedzy byli przekonani, że jeśli Ukraina zostanie oddzielona od Rosji, imperium rosyjskie zacznie się kruszyć. Zadaniem więc szpiegów było budzenie niezadowolenia muzułmańsko-tatarskiego na Krymie, by ułatwić odzyskanie dawnych terenów.

 

Nic więc dziwnego, że w 1914 roku Turcy włączyli się do I wojny światowej po stronie państw centralnych, atakując Sewastopol – główny port rosyjskiej marynarki wojennej na Krymie, symbol rosyjskiej ekspansji. Misja zakończyła się sukcesem. Marynarka rosyjska została sparaliżowana na Morzu Czarnym.

 

Po raz kolejny Turcy mogli odnieść sukces dzięki wsparciu z zewnątrz – tym razem ze strony Niemiec, które dostarczyły dwóch okrętów wojennych.

 

Zaraz po zamachu rosyjski ambasador w Stambule stwierdził, że Turcy może i mogą wygrać bitwę, ale tak czy owak poniosą ostateczną klęskę. Mówił: „Jeśli Niemcy wygrają, Turcy staną się ich kolonią. Jeśli Brytyjczycy odniosą zwycięstwo, Imperium Osmańskie rozpadnie się”.

 

Zanim powrócił do Stambułu po zakończeniu wojny przekonywał, że Stambuł wkrótce stanie się kolejnym rosyjskim miastem. Nieoczekiwanie w 1917 r. car nie zaatakował Turków, lecz powrócił ze swoją armią ze wschodniej Anatolii do domu. W ten sposób ocalił Imperium Osmańskie.

 

W okresie międzywojennym stosunki sowiecko-tureckie układały się względnie dobrze. Związek Radziecki porzucił dawną strategię ekspansji carskiej i zdecydował się na współpracę. Ten okres rządów Mustafy Kemala Atatürka i Lenina uważa się za najbardziej ugodowy w historii obu państw, które zawarły antyzachodni sojusz.

 

Po drugiej wojnie światowej Stalin przyłączył północno-wschodnie prowincje Anatolii: Ardahan, Artvin i Kars do Związku Radzieckiego. Zażądał także specjalnego statusu dla statków radzieckich przepływających przez cieśninę Bosfor. Kilka razy zakwestionował porozumienie międzynarodowe z Montreux z 1936 roku, które regulowało zasady przepływania przez cieśniny Bosfor i Dardanele. Według Stalina „umowa nie była istotna w świecie powojennym, w którym ZSRR nie mógł być poddany kaprysom rządu tureckiego”.

 

Względny spokój w ostatnich latach uśpił Turków. Nie zmodernizowali armii, a teraz mają problem. W 1952 r. Turcja obawiając się ekspansjonizmu sowieckiego przystąpiła do NATO. Później za pośrednictwem organizacji wielostronnych Zachód próbował stworzyć z obszaru Morza Czarnego obszar bardziej międzynarodowy. Jego stabilizatorem miała być Turcja. Względny spokój przez wiele lat – jak zauważa „Foreign Affairs” – uśpił Turków.

 

Przez ostatnie dwadzieścia lat intelektualiści i stratedzy tureccy przywiązywali niewielkie znaczenie do regionu, sądząc, że sytuacja nad Morzem Czarnym jest względnie uregulowana. A teraz mają déjà vu.

 

W marcu br., kiedy Rosja ogłosiła, że zamierza w pełni wykorzystać potencjał geostrategiczny Krymu do dalszego rozwoju swojej floty w regionie Morza Czarnego i gdy wiele ważnych umów międzynarodowych zostało unieważnionych, wszystko się zmieniło. Nagle pokój i stabilność po raz kolejny ustąpiły miejsca obawom związanym z rosyjskim ekspansjonizmem.

 

Amerykański magazyn zauważa, że chociaż według niektórych zachodnich analityków aneksja Krymu to ostatnie tchnienie słabego Putina, w gruncie rzeczy tureccy eksperci sprawy widzą w innym świetle. Dla nich to powtórka wzorca sprzed kilkuset lat.

 

Niektórzy historycy wojskowi są przekonani, że Rosja będzie dążyć do rozszerzenia swoich wpływów na kraje leżące nad Morzem Czarnym, a one nie są w stanie się jej przeciwstawić. Dominacja Rosji na Morzu Czarnym nieuchronnie oznaczać będzie po raz kolejny kwestionowanie przez nią postanowień dot. statusu cieśniny Bosfor. W dalszej perspektywie nieuchronna jest konfrontacja Zachodu z Rosją, jeśli ta dążyć będzie do obecności na Morzu Śródziemnym. Konfrontacja ta niekoniecznie musi mieć charakter wojskowy lub bezpośredni z innymi mocarstwami.

 

„Foreign Affairs” podkreśla, że mimo przekonania niektórych, iż Rosja jest słaba i nie będzie chciała aż tak bardzo ryzykować konfliktu z sąsiednimi krajami, dodaje, że to prawda, ale jeszcze słabsze są te kraje, z którymi do konfrontacji mogłoby dojść, a Zachód nie pali się do ich obrony.

 

Turcja ma powody by się obawiać Rosji. Na początku sierpnia 2013 roku rządząca w kraju Partia Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) zrezygnowała z realizacji programu modernizacji marynarki wojennej – MILGEM, który zakładał budowę nowoczesnych korwet typu stealth. Anulowanie umowy wynikało z niemożności dogadania się z głównym inwestorem KoçCorporation. We wrześniu 2013 r. Turcja zdecydowała się wybrać tańszy i tandetny chiński system obrony przeciwrakietowej HQ-9 T – LORAMIDS. Istnieją obawy, że system ten w ogóle nie zadziała w razie ataku.

 

Mark Galeotti, wykładowca na Uniwersytecie w Nowym Jorku twierdzi, że rosyjskie możliwości militarne na Morzu Czarnym są na razie stosunkowo niewielkie. Jednak nawet, jeśli Rosja nie byłaby w stanie przetrwać większej konfrontacji z NATO, może realizować swoje cele w inny sposób, niekoniecznie angażując Sojusz Północnoatlantycki i mocarstwa.

 

Rosja liczy na to, że prezydent Syrii Baszar Al-Assad w końcu wygra wojnę domową, a w ramach podziękowania za udzielone wsparcie pozwoli Moskwie na długoterminowy dostęp do bazy morskiej Tartus w Syrii. Dzięki Sewastopolowi i Tartusowi Rosja zapewni sobie dostęp do ciepłej wody po obu stronach Półwyspu Anatolii. Turcja zaś znajdzie się w uścisku rosyjskiej marynarki wojennej.

 

Ta perspektywa będzie mieć szczególne znaczenie w kontekście działań podjętych przez tureckie i zachodnie koncerny, które eksplorują Turcję w poszukiwaniu ropy i gazu. Rosja może potencjalnie zacząć spierać się o status prawny cieśniny Bosfor, twierdząc – jak Stalin – że Montreux wymaga aktualizacji, by uzyskać nieograniczony dostępu do tego obszaru. Rosyjska marynarka już udowodniła, ile znaczy, zwłaszcza we wschodniej części basenu Morza Śródziemnego, gdzie Izrael i Cypr wspólnie rozpoczęli odwierty w poszukiwaniu gazu ziemnego. W odpowiedzi Rosja przypomniała Cyprowi, że ma kontrolę nad jego bankami, wywołując poważny kryzys.

 

Kreml storpedował także umowy zachodnich korporacji: Chevrona, Exona i Shella, poszukujących gazu u wybrzeży Morza Czarnego. Po inwazji Krymu porozumienia korporacji Exxon, Chevron i Shell jest w stanie zawieszenia prawnego.

 

Putin torpeduje również umowę budowy korytarza gazowego Anatolia Piepleine Project (TANAP), którym miał popłynąć gaz azerski do Europy południowej. Zastraszeniu mają służyć okręty Mistrtale zamówione przez Rosję we Francji. Dwa okręty, poza możliwościami szturmowymi, są w stanie przetransportować 16 helikopterów, 70 pojazdów opancerzonych i 450 żołnierzy. To pozwoli Rosjanom na drobne najazdy na wszystkie kraje leżące nad Morzem Czarnym, które zachowałyby się nie pomyśli Kremla.

 

To wszystko brzmi jak złe wieści – pisze „Foreign Affairs.” Magazyn dodaje, że jest też pewna nadzieja. Tak jak ekspansja Stalina pchnęła Turcję w kierunku NATO, tak też dzisiejsza Turcja – która pod rządami Recepa Tayyipa Erdogana nieco oddaliła się od Zachodu – znów stanie się wiernym sojusznikiem. Turcja bowiem nigdy nie była w stanie oprzeć się rosyjskiemu ekspansjonizmowi na własną rękę.

 

 

Źródło: foreignaffairs.com, Agnieszka Stelmach

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Bez Państwa pomocy nie uratujemy Polski przed planami antykatolickiego rządu! Wesprzyj nas w tej walce!

mamy: 310 301 zł cel: 300 000 zł
103%
wybierz kwotę:
Wspieram