„Washington Times” stara się odpowiedzieć na pytanie, dlaczego armia amerykańska nękana jest plagą zabójstw. Gazeta stawia hipotezę, że od żołnierzy, którzy stanowią zaledwie 1 proc. populacji amerykańskiej wymaga się obecnie niezwykłego poświęcenia.
Dziennik przypomniał okoliczności strzelaniny w Fort Hood w Teksasie, której sprawcą był weteran wojny w Iraku, były gwardzista cierpiący na zespół stresu pourazowego ( PTSD ). W strzelaninie, która miała miejsce w ub. środę zginęło 4. żołnierzy, a 16. zostało rannych.
Wesprzyj nas już teraz!
Tuż po incydencie prezydent Obama złożył kondolencje rodzinom zastrzelonych i wyraził ubolewanie, iż podobny akt zdarzył się po raz kolejny.
„Washington Times” zauważa, że od 11 września 2001 r., tj. od czasu zadeklarowania przez Amerykę wojny z terroryzmem na świecie, „armia amerykańska została wciągnięta do piekła”. W odróżnieniu od poprzednich konfliktów wojna z terroryzmem wymaga od żołnierzy i ich rodzin niezwykłego poświęcenia.
Gazeta próbuje prześledzić, co się dzieje, gdy żołnierz piechoty morskiej, marynarz lub lotnik idzie na wojnę, a naród nie. Tylko 1 procent Amerykanów służy w mundurze, a 99 procent populacji oddaje się konsumpcji.
Obecnie żołnierze toczą walki na froncie przed długi czas, nawet przez klika lat. Dla porównania, w Wietnamie po roku służby żołnierz mógł wrócić do domu. Teraz jednak, ze względu na niedobór personelu wojskowego i rosnącą liczbę punktów zapalnych, żołnierze są przerzucani z jednego frontu walki na drugi itd. Często zdarza się, że w ciągu kilku lat biorą udział w czterech konfliktach. Nic więc dziwnego – „zdaniem Washington Times” – że często cierpią na zaburzenia psychiczne.
Gazeta powołuje się na badania i nowe dowody wskazujące na fatalne skutki uczestniczenia żołnierzy w długotrwałych konfliktach. Z badania opublikowanego w 2010 roku wynika, iż im dłużej żołnierz zmuszony jest prowadzić działania bojowe, tym bardziej jest prawdopodobne, że będzie doświadczać PTSD. Opracowanie przygotowane przez weteranów wojny w Wietnamie, a nie w Afganistanie czy Iraku, wskazuje na tragiczne konsekwencje PTSD wywołane u żołnierzy, którzy walczyli w Wietnamie najwyżej przez jeden rok, a nie trzy czy cztery jak obecnie się walczy. Skutki długotrwałego wystawienia dzisiejszych żołnierzy na długotrwały stres są o wiele gorsze.
„Washington Times” przypomina, że liczba incydentów z udziałem żołnierzy zabójców stale rośnie. Obecnie jest to „szokująco powszechny problem”. Przykładowo, w 2012 r. armia straciła więcej żołnierzy w Afganistanie w wyniku zabójstw w jednostce – 325, niż w bezpośrednich starciach z talibami.
Mimo, że podwojono wysiłki w celu szybkiego zdiagnozowania i leczenia potencjalnych żołnierzy zabójców, w 2013 r. szef armii poinformował, że znowu zginęło 301 żołnierzy.
Kongresmeni prześcigają się w propozycjach rozwiązania problemu. Jedni postulują, by jeszcze większy nacisk położyć na leczenie psychiczne i terapie dla powracających z wojny weteranów. Inni mówią, by zezwolić niektórym żołnierzom na noszenie ukrytej broni w fortach.
Karl Eikenberry, emerytowany generał, który walczył w Afganistanie napisał ostatnio, że dopóki nie zmieni się stosunek Amerykanów do służby wojskowej i nie zniknie niechęć do niej, oraz nie zwiększy się liczebność armii, dopóty nic się nie zmieni.
Źródło: washingtontimes.com, AS.