Amerykańskie władze dążą do wymuszenia przestrzegania tzw. Mandatu HHS, który wymaga od pracodawców finansowania pracownikom ubezpieczenia pokrywającego m.in. koszty środków antykoncepcyjnych i wczesnoporonnych. Choć z wymogu tego zwolnione są instytucje religijne, to nie ma klauzuli sumienia dla prywatnych firm, których właścicielami są chrześcijanie. Rząd procesuje się z przedstawicielami takich firm przed Sądem Najwyższym. Jak zauważają obrońcy życia, argumentacja administracji Obamy jest jednak wyjątkowo pokraczna.
Jednym z argumentów strony rządowej w pozwie przeciwko rodzinie Hahnsów, która prowadzi firmę „Conestoga Wood Specialties” jest twierdzenie, że wolność sumienia nie jest nieograniczona i kończy się, gdy szkodzi osobie trzeciej.
Wesprzyj nas już teraz!
„Teoria 'szkody’ to podstawowy argument przeciwko (…) chrześcijańskim rodzinom, sprzeciwiającym się zapewnianiu aborcji w planach zawodowych swoich firm”, pisze Matt Bowman na łamach lifenews.com. Prawnicy uzasadniający rządowy pozew przywołują na poparcie swoich twierdzeń powiedzenie mówiące, że „prawo do machania pięścią kończy się na czyimś nosie”.
Jak twierdzi amerykański publicysta, analogia ta jest całkowicie nietrafiona. „Jeśli nie chcesz mi czegoś kupić, to nie znaczy, że naruszać tym samym moją wolność”, zauważa. Zdaniem publicysty analogia „nosowa” bardziej pasowałaby do poczynań rządu, który żąda przeznaczania cudzej własności na cele sprzeczne z sumieniem właściciela.
Jak zauważa Bowman nawet ustawa „Obamacare” nie mówi o prawie każdego Amerykanina do pigułek wczesnoporonnych i antykoncepcyjnych. Z resztą sam rząd ich nie zapewnia. Jednocześnie wymaga tego od chrześcijańskich rodzin. „Ameryka istniała przez ponad 200 lat bez federalnych wymogów dotyczących zakupu pigułek antykoncepcyjnych i środków kontroli narodzin. Nie może więc nagle ustanowić prawa przeciwko religijnym rodzinom poprzez biurokratyczne 'fiat'”, konkluduje publicysta.
Źródło: lifenews.com
Mjend