Francuscy parlamentarzyści nie ustają w przychylaniu nieba swoim rodakom. W trosce o ich zdrowie, przegłosowali wczoraj nałożenie specjalnego podatku na napoje energetyczne zawierające dużą ilość kofeiny i tauryny. Kolejna danina ma promować zdrowym stylem życia i zniechęcić ludzi do sięgania po niezdrowych, zdaniem polityków, napojów.
Podobne głosowanie odbyło się w Zgromadzeniu Narodowym w 2012 r. Wtedy ustawa została zaskarżona do Rady Konstytucyjnej, która zadecydowała o jej nieważności. Niewykluczone, że i obecna ustawa zostanie zaskarżona, ponieważ nowemu podatkowi sprzeciwia się parlamentarna opozycja.
Wesprzyj nas już teraz!
Twórcą nowych przepisów jest członek rządzącej partii socjalistycznej i lekarz Gerard Bapt, który od dawna przekonuje, że tego typu produkty są szkodliwe dla zdrowia. Przegłosowany w Zgromadzeniu Narodowym podatek zakłada nałożenie opłaty jednego euro za litr napoju, który zawiera co najmniej 0,22 grama kofeiny na litr lub 0,3 grama tauryny na litr. Nowe przepisy nie obejmą kawy.
Gerard Bapt podkreśla, że z badań jasno wynika, że napoje energetyczne mogą powodować choroby serca i problemy neuropsychologiczne. Z kolei Amerykańskie Stowarzyszenie Medyczne zapowiedziało w czerwcu b.r., że poprze zakaz sprzedaży w USA napojów energetycznych dla osób poniżej 18. roku życia. Zdaniem stowarzyszenia tego typu produkty mogą powodować problemy z sercem.
Slogan wyborczy „rząd pragnie Twojego dobra … dlatego masz go coraz mniej” jest, jak widać, aktualny. Niedawno Unia Europejska zrezygnowała co prawda z zakazu sprzedaży cienkich papierosów, tzw. slimów, jednakże wprowadziła 8-letni okres przejściowy, po upływie którego zostaną z kolei zakazane papierosy smakowe. Można śmiało założyć, że UE jeszcze nie złożyła broni w walce z palaczami. Nad Sekwaną zaś socjaliści pouczają Francuzów, jakich napojów nie powinni spożywać. Coraz głębsze ingerowanie w prywatne sfery życia obywateli nie tylko umniejsza znacznie zakres ich wolności i brania odpowiedzialności za swoje czyny, ale także generuje olbrzymie koszty. Podatnicy z własnych kieszeni zapłacą bowiem za promowanie przez państwo zdrowego stylu życia.
Tomasz Tokarski