Autor powieści, Stefan Incze (właśc. węgierski jezuita, o. Bela Bangho) opowiada historię o wielkiej przemianie: zarówno całego narodu, jak i pojedynczej duszy. Matka Boża, objawiając się w 1531 roku Juanowi Diego, dopełniła tym samym dzieła chrystianizacji Meksyku. Bohaterska Guadelupe Chaires swoją żarliwą wiarą i ofiarną postawą dokonuje przemiany serca Ramona Torresa, oficera armii rewolucyjnej.
Po raz pierwszy zetknęłam się z opowiadającą o powstańczym zrywie meksykańskich katolików książką Stefana Inczego w jej wydaniu z 1991 roku; podówczas zatytułowano ją „Płomień Meksyku”. Obecna edycja, zaprezentowana przez wydawnictwa Dębogóra i AA, nosi tytuł „Cristeros. Miłość i krzyż”. Nie wnikając w pobudki, jakimi kierowali się wydawcy dokonując tych zmian – zarówno w wydaniu pierwszym, które przywodzi na myśl nieco egzaltowaną poetykę tytułowania, kojarzącą się z Ameryką Łacińską; jak i w obecnym, wpisującym się w manierę dodawania podtytułów o chwytliwym charakterze (czego dowodzi casus filmowych przygód Arna templariusza, nazwanych „Miłość i krew”) – pochylić się warto nad tytułem nadanym w oryginale przez autora. A brzmi on „Guadelupe”.
Wesprzyj nas już teraz!
Ów pozornie dość prosty zabieg nie tylko wskazuje na dwie główne bohaterki powieści, którymi są: fabularnie nosząca to imię piękna, młoda i pobożna dziewczyna, zaś metaforycznie – Maryja, która objawiła się w miejscowości Guadelupe, patronka Meksyku. Ta, Którą na swoich sztandarach nosili powstańcy. Ujawnia się w tym także głęboki zamysł Stefana Inczego (pod tym pseudonimem kryje się węgierski jezuita, o. Bela Bangho) opowiedzenia historii o wielkiej przemianie: zarówno całego narodu, jak i pojedynczej duszy. Matka Boża, objawiając się w 1531 roku Juanowi Diego, dopełniła tym samym dzieła chrystianizacji Meksyku. Bohaterska Guadelupe Chaires swoją żarliwą wiarą i ofiarną postawą dokonuje przemiany serca Ramona Torresa, oficera armii rewolucyjnej.
Rodzina Chairesów, wzorem ewangelicznego Samarytanina, z serdecznością pochyla się nad człowiekiem, który ranny trafia pod ich dach, i to nawet pomimo rozbieżnych poglądów, które de facto stawiają przecież obie strony na przeciwnych biegunach śmiertelnego konfliktu. Okazuje się, że wzajemne porozumienie dopóty jest możliwe, dopóki wszyscy odnoszą się do siebie z szacunkiem i wykazują dobrą wolę wysłuchania i zrozumienia wzajemnych racji. Możliwa jest rozmowa, w której szczere wygłoszenie własnych poglądów nie zostanie odebrane jako atak, ale będzie punktem wyjścia do dalszej wymiany zdań. Takie właśnie świadectwo ludzi, oddanych Chrystusowi w sposób absolutny, ale zarazem pochylających się nad bezbożnymi bez cienia fanatyzmu czy poczucia wyższości, a raczej z troską i chęcią pomocy, jest najlepszym sposobem przekonania nawet najbardziej zatwardziałych grzeszników – Torres przecież, prócz swych konotacji wojskowych, uwikłany jest w znajomość z niezbyt dobrze prowadzącą się panną. Życie, które każdym słowem i czynem świadczy o niezachwianym zawierzeniu i gorliwym katolicyzmie, a przede wszystkim chwalebne przykładny z odwagą poniesionej śmierci męczeńskiej – wszystko to nie może pozostać bez wpływu na kogoś, kto podchodzi z elementarną dobrą wolą i uczciwością.
Wątek Guadelupy i Torresa w mistrzowski sposób wskazuje też na konieczne zespolenie miłości boskiej i ludzkiej. To wszak niewiara młodego oficera jest de facto jednym powodem stojącym na drodze jego znajomości z katolicką dziewczyną, bowiem wszystkie inne przeszkody są tylko konsekwencją tej pierwszej. Jak powiada sam autor, „tam, gdzie nie ma harmonii duchowej, gdzie w grę nie wchodzi dusza, tam nawet człowiek nie wie, co to jest miłość”. Nie może bowiem prawdziwie kochać ten, kto odmawia przyznania istnienia najwyższemu wzorowi Miłości.
Dzieje głównych, fikcyjnych bohaterów odmalowane są na tle rzeczywistych wydarzeń historycznych, zaś na kartach powieści przewijają się także autentyczne postacie, zarówno po stronie powstańców, jak i ich wrogów. Wśród nich na szczególną uwagę zasługuje ojciec Miguel Pro, męczennik meksykańskiej cristiady, beatyfikowany w 1988 roku. Stanowi przykład jednego z tych niezmordowanych kapłanów, którzy w czasach największego ucisku Kościoła odważnie dbali o powierzonych sobie wiernych i nie zawahali się oddać za to życia. Najbardziej wstrząsającą sceną jest opis pogrzebu ojca Pro, w którym mimo zakazu władz udział wzięło około dwudziestu tysięcy osób. Nad grobem męczennika zgromadzone tłumy odśpiewały hymn dziękczynny Te Deum laudamus, pokazując tym samym, iż śmierć dla Boga nigdy nie może być powodem smutku. Człowiek bowiem, cytując przejmujące słowa wydawcy z appendiksu, „rodzi się dla nieba”. I to stało się udziałem większości meksykańskich cristeros. „Nie może być bowiem fałszywa wiara, która wydaje takich bohaterów, takich męczenników”.
Maria Gierszewska
Cristeros. Miłość i krzyż, Wyd. Dębogóra 2013.
{galeria}