27 września 2013

Opowieść o Brygadzie Świętokrzyskiej jest jak z filmu Quentina Tarantino. Nie chodzi o prostą kalkę. Ale żołnierze NSZ działali nielegalnie w opinii rządu w Londynie, byli największymi wrogami Niemców i Sowietów. Oni byli „bękartami” tamtej wojny – mówi PCh24.pl pisarka Elżbieta Cherezińska o swojej nowej książce „Legion”.

 


Wesprzyj nas już teraz!

Temat, który wzięła Pani na warsztat jest nieco karkołomny. Bo dzisiaj NSZ to znów „faszyści” a Brygada Świętokrzyska to na powrót „kolaboranci”.

 

Jest nie do przyjęcia powtarzanie dziś sloganów, które wymyśliła komunistyczna propaganda. Można spokojnie badać losy żołnierzy Brygady Świętokrzyskiej, można pisać o błędach, które popełniali, bo ich postawa w różnych momentach mogła być właściwa lub nie. Powinno to podlegać ocenie z badawczego punktu widzenia, ale nieuprawnione jest powtarzanie ukutych niegdyś haseł o „polskich faszystach” o „kolaborantach” i – czego zapomniał Pan dodać – „bratobójczej walce”.

 

Faktycznie, wiedziałem, że o czymś zapomniałem. „Legion” powstał dlatego, by wyhamować popularność takich sloganów?

 

Właśnie nie! Kiedy zaczynałam pisać książkę nie stawiałam sobie za cel „funkcji wychowawczej”. Nie chciałam zmieniać czyjegokolwiek myślenia na temat NSZ, czy Brygady Świętokrzyskiej. Myśl o tym pojawiła się dopiero później.

 

A pierwsza myśl? Poczułam, że historia Brygady Świętokrzyskiej jest niesamowita, że to świetny materiał na książkę. Wiedziałam, że tę historię trzeba opowiedzieć bez upiększenia, bez „nadmuchiwania” roli tamtych żołnierzy. Ta historia jest świetna po prostu taka, jaka była naprawdę. Bez makijażu.

 

W trakcie pisania książki siłą rzeczy musiała pojawić się myśl, by zdjąć z Brygady Świętokrzyskiej odium „polskich faszystów”. Musiała się pojawić, bo to nie jest opowieść o faszystach, ale o grupie ludzi, którym udał się nieprawdopodobny wyczyn, a my Polacy niewiele o tym dzisiaj wiemy.

 

Co było impulsem do tego, by w ogóle zacząć pisać taką książkę?

 

Po prostu zadzwonił do mnie mój wydawca i zaczął mi czytać artykuł o Brygadzie Świętokrzyskiej na który gdzieś trafił. Słuchałam wtedy opowieści z mnóstwem zwrotów akcji, opowieści, która była nadzwyczaj wciągająca. Dla mnie było to coś genialnego.

 

Pierwsze skojarzenie jakie nasunęło mi się podczas słuchania o Brygadzie Świętokrzyskiej było takie, że to opowieść jak z filmu Quentina Tarantino „Bękarty wojny”. I nie szukałam przy tym żadnych prostych kalek. Uznałam jednak, że opowieść o Brygadzie mogłaby mieć taki właśnie tytuł. Żołnierze NSZ z perspektywy polskiego rządu w Londynie tworzyli formację nielegalną, a przez Niemców i Sowietów byli uważani za bardzo niebezpiecznych. Byli więc „bękartami” tamtej wojny.

 

Brygada Świętokrzyska, wędrując na Zachód dokonywała majstersztyków dyplomacji, negocjując z Niemcami, a później, gdy jej dowództwo dostrzegło, że nie są w stanie ich dłużej zwodzić zdecydowało o ataku.

 

Później, na koniec wędrówki, żołnierzom Brygady udało się dostać do gen. George’a Pattona. Gdyby nie spotkanie z nim, najprawdopodobniej ich losy potoczyłyby się inaczej. Myślę, że na przykład Brytyjczycy oddaliby NSZ-owców w ręce Rosjan, którzy zapewne by ich rozstrzelali.

 

„Legion” to książka pisana do czytelnika współczesnego, jego językiem. Ale opisani przez Panią bohaterowie są pełnokrwiści, mało współcześni, i – mimo, że mówią współczesnym językiem – są to ludzie, w swojej mentalności, faktycznie z tamtego okresu – mężczyźni i damy. Czy jest to może wyraz pewnej tęsknoty z Pani strony za tamtym obrazem kobiecości i męskości, innym przecież niż ten, który możemy obserwować dzisiaj?

 

Raczej nie. Podjęłam próbę pokazania ich takimi, jacy byli. Choć mam świadomość tego, że jestem, jak my wszyscy, daleko od nich. Mam wrażenie, że gdyby przenieść tych ludzi do czasów nam współczesnych, to ich rówieśnicy nie rozumieliby tej energii, która w nich wrzała. Bo to społeczeństwo, które 1939 roku weszło w świat wojny, było przecież zupełnie inne, niż to dzisiejsze.

 

Proszę na przykład zauważyć, co w swoich wspomnieniach mówią nam kombatanci powstania warszawskiego. Oni twierdzą, że podczas tego zrywu byli po prostu szczęśliwi. Byli szczęśliwi podczas najtrudniejszych chwil swojego życia. I żeby zrozumieć ten stan szczęścia trzeba sięgnąć do tego, co za nim stoi. Do tego jak byli wychowywani młodzi ludzie w II Rzeczpospolitej.

 

W tamtych ludziach znajdujemy wielki patriotyzm. I to nie były jakieś kiczowate i niebezpieczne uczucia, które – jak to się dzisiaj nierzadko twierdzi – miały prowadzić do niezdrowego nacjonalizmu. To były uczucia autentyczne, niemal organiczne.

 

Pisząc książkę byłam świadoma, że nie przedstawię tych postaci czytelnikowi w stosunku jeden do jeden, że muszę dokonać pewnych korekt, by ten, kto sięgnie po „Legion” mógł bohaterów powieści zrozumieć. Stąd uwspółcześnienie ich języka. Ostatecznie jednak to byli normalni ludzie, ludzie tacy jak my, którzy w chwili wielkiej próby musieli zająć określone stanowisko.

 

A tęsknota, sentyment do tamtych czasów i ludzi?

 

Trudno mi odpowiedzieć, bo chyba jestem realistką i nie przenoszę w wyobraźni czasów minionych na czasy współczesne. Ci ludzie, których opisuję w „Legionie” na pewno byli pod pewnymi względami lepsi, niż ludzie nam współcześni, ale też z drugiej strony daleka jestem od potępiania naszego społeczeństwa. Jesteśmy dzisiaj tacy, jakie są nasze czasy.

 

Jakie jest sens pisania dzisiaj powieści historycznych? Coraz częściej mówi się przecież o tym, że nie ma sensu oglądać się wstecz, a spora część młodego pokolenia wie o historii coraz mniej.

 

Myślę, że szczególnie dzisiaj pisanie o historii ma sens. Potwierdzają to chociażby wysokie wskaźniki sprzedaży książek historycznych. Ludzie chcą czytać o historii. Proszę zwrócić uwagę na to, jak wiele ukazuje się dodatków historycznych do czasopism. Wydaje się więc, że zainteresowanie historią jest dzisiaj ogromne.

 

Ale myślę też, że przed tymi, którzy o historii piszą, stoją określone wymagania, nieco inne niż kiedyś. Książki historyczne nie mają być już zwykłymi podręcznikami, wykładem na temat tego jak żyli nasi przodkowie. Czytelnik szuka raczej pomostu między przeszłością a współczesnością. To może być zgubne, bo stwarza niebezpieczną pokusę manipulowania historią tak, by udowodnić pewne, z góry założone, tezy. Współczesne powieści historyczne dryfują zresztą w stronę innego gatunku, nawiązując lekki romans z gatunkiem fantasy.

 

Pamiętam, że kiedyś ktoś zapytał mnie dlaczego piszę powieści o średniowieczu. Odpowiedziałam, że współcześnie żyjemy w globalnej wiosce, wiele informacji mamy na wyciągnięcie ręki, możemy bardzo szybko przemieścić się z jednego miejsca w inne, bardzo odległe. Ja natomiast chcę, aby dzięki moim powieściom czytelnik mógł przemieścić się bardzo łatwo w czasie, w dawne wieki czy, jak w przypadku „Legionu”, kilkadziesiąt lat wstecz, do czasów II wojny światowej.

 

Zdaję sobie sprawę, że niczego nowego w historii nie odkrywam. Ale fascynuje mnie przypominanie o tym, co zapomniane, odkrywanie przed czytelnikiem kolejnych lądów. Nigdy nie myślałam, że mogę czegokolwiek poprzez swoje książki nauczyć, bo jeśli ktoś nie chce zdobyć jakiejś wiedzy to nie ma sensu uczyć go na siłę.

 

Za to można inspirować.

 

Właśnie! Można zainspirować i pokazać, że kilka wieków temu ludzie mieli podobne problemy do tych, które my mamy dzisiaj. I wtedy staje się jasne, że wcale nie jesteśmy najmądrzejsi, choć często wydaje nam się, że jest inaczej. Książka historyczna jest dla mnie opowieścią o człowieku zmieniającym się na przestrzeni lat.

 

„Legion” pisałam właśnie jako opowieść o tamtych czasach i ludziach, stroniąc od tonu moralizatorskiego. Gdybym zaczęła epatować porównaniem tamtego pokolenia z dzisiejszym pokoleniem, które ma wszystko na jedno „kliknięcie” to mało kto przeczytałby „Legion”. Bo człowiek chce mieć swoją szansę, chce się odnaleźć samodzielnie.

 

A gdyby dzisiaj przyszedł do Pani młody człowiek i zapytał jak napisać dobrą powieść historyczną, to co by mu Pani powiedziała?

 

Powiedziałabym, że ma być pasjonująca.

 

Nie wiem, czy namówię Panią na zdradę małej tajemnicy, ale zaryzykuję. O czym będzie kolejna książka? Czy będzie to powieść osadzona w czasach w jakich rozgrywa się akcja „Legionu”?

 

Nie. Wracam do średniowiecza. Przede mną druga część „Korony śniegu i krwi” – powieść o Władysławie Łokietku. O Łokietku pamiętamy dzisiaj niewiele, głównie to, że był mały. No i, że geniuszem przebił go syn. A chciałabym powiedzieć, że było jednak nieco inaczej.

 

 

Rozmawiał: Krzysztof Gędłek

 

Elżbieta Cherezińska, Legion, wyd. Zysk i S-ka, 2013

 

Książkę w promocyjnej cenie można zamówić w księgarni XLM.pl:  

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Bez Państwa pomocy nie uratujemy Polski przed planami antykatolickiego rządu! Wesprzyj nas w tej walce!

mamy: 310 301 zł cel: 300 000 zł
103%
wybierz kwotę:
Wspieram