Nieznaczna przewaga Amerykanów popierających związki homoseksualne sprawia, że ich zwolennicy krzyczą o konieczności ich poparcia w imię demokracji. Jednocześnie fakt, że większość obywateli Stanów sprzeciwia się aborcji tym obrońcom demokracji nie przeszkadza. To kolejny przykład na instrumentalne traktowanie demokracji przez lewaków.
71 proc. Amerykanów sprzeciwia się aborcji po 13 tygodniach ciąży, a 86 proc. po 28 tygodniach. Co więcej przez ostatnie dwie dekady procent osób popierających zakaz aborcji w drugim trymestrze nigdy nie spadł poniżej 64 procent. Odsetek osób popierających zakaz aborcji w trzecim trymestrze nie spadł natomiast poniżej 80 procent. Jak twierdzi konserwatywny komentator polityczny Ben Domenech wynika to zapewne z tego, że w tym okresie (drugi i trzeci trymestr) nienarodzony zaczyna przypominać dziecko z wyglądu. Powody te stoją u podstaw prawodawstwa w wielu krajach Europy. Np. Niemcy i Hiszpania zakazują aborcji w 14 tygodniu ciąży, Portugalia w 10 tygodniu, a Francja w 14 tygodniu. Jednak nie można o tym wszystkim usłyszeć w amerykańskich tzw. maistreamowych mediach. Jednocześnie te same media powołują się na demokrację, by doprowadzić do legalizacji związków homoseksualnych. Amerykańskie sondaże pokazują bowiem niewielką przewagę zwolenników ich legalizacji.
Wesprzyj nas już teraz!
Jednak przegłosowanie w ostatnich dniach w Teksasie prawa zabraniającego aborcji od 20 tygodnia ciąży spotkało się z oburzeniem „demokratycznych” dziennikarzy. Reporterzy zachęcali wręcz protestujących do krzyków mających na celu opóźnienie głosowania w parlamencie Teksasu. Jak zauważa Domenech ci dziennikarze niczym nie różnili się od aktywistów aborcyjnych. Stronniczość prasy ujawniła się także podczas procesu Kermita Gosnella, o którego oczywistych okrucieństwach prasa mówiła z obojętnością i bagatelizowała sprawę.
Sytuacja ta pokazuje nie tylko wybiórczość lewaków w powoływaniu się na demokrację, ale także miałkość samej koncepcji demokratycznej. Tak naprawdę to nie tylko lewacy, ale obydwie strony etycznego sporu są przekonane do swoich racji i nie zamierzają ustępować pod wpływem woli większości. Demokracja jest tu traktowana instrumentalnie – jest dobra tylko, gdy większość (w badaniach lub wyborach) głosi „nasze” poglądy. Lewaccy ideolodzy nie zmienią poglądów pod wpływem wyników sondaży, a co najwyżej uznają amerykańskie masy za ciemne. Także obrońcy życia nie zgodzą się na legalizację grzesznych i nienaturalnych związków sodomickich tylko dlatego, że tego chce chwilowa większość. Jest to zrozumiałe, choć w amerykańskiej debacie mało kto jest skłonny to przyznać. Wszak trudno by z dnia na dzień (nie)moralność aborcji lub homoseksualizmu miała ulec zmianie tylko dlatego, że jakieś badanie opinii publicznej albo jakieś głosowanie dało inny wynik. Ben Domenech zauważył też mimo woli wadę demokracji, jaką jest kierowanie się przez masy pozorami. Większość domaga się zakazu aborcji, gdy nienarodzony „wygląda” na dziecko. Tymczasem dziecko staje się odrębnym organizmem, posiadającym odrębne DNA już w momencie poczęcia. Granica drugiego czy trzeciego trymestru jest arbitralna – nie ma powodu by sądzić, że akurat wtedy dziecko staje się człowiekiem.
Źródło: realclearpolitics.com
Mjend