Nie milkną protesty Brazylijczyków. Setki tysięcy ludzi w Sao Paulo, Rio de Janeiro i innych miastach uczestniczy w demonstracjach antyrządowych. Mają dość wysokich podatków, słabej jakości usług publicznych, korupcji na najwyższych szczeblach rządowych i brutalności policji.
Demonstracje są nie na rękę władzy. Brazylia jest jednym z największych krajów świata i wkrótce będzie gospodarzem Pucharu Świata. Do Rio na Światowe Dni Młodzieży za kilka tygodni ma przybyć Ojciec Św., a za trzy lata mają się tam odbyć Igrzyska Olimpijskie.
Wesprzyj nas już teraz!
Tegoroczne protesty są największymi od 1980 roku i wybuchły w następstwie propozycji podniesienia cen biletów na komunikację miejską, która znajduje się w opłakanym stanie. Ale jak zauważają sami Brazylijczycy, podwyżka to tylko pretekst. Ludzie mają dość płacenia wysokich podatków, korupcji i marnotrawienia środków budżetowych na organizację wielkich imprez sportowych.
W poniedziałek na ulice kilkudziesięciu miast wyszło ponad 1 mln osób. Protesty rozszerzyły się błyskawicznie po brutalnej akcji policji w zeszłym tygodniu. Funkcjonariusze użyli wówczas gazu łzawiącego i kul gumowych, strzelając do ponad 5 tys. osób pokojowo demonstrujących swoje niezadowolenie wobec polityki socjalistycznego rządu Dilmy Rousseff.
Największe demonstracje przeszły ulicami Sao Paulo, finansowej stolicy kraju.
Mimo ogromnego rozmiaru protestów dziwi brak wystarczających relacji w mediach światowych. Uwaga dziennikarzy koncentruje się na tym,co się dzieje na placu Taksim w Turcji.
Tymczasem prezydent zwołała na piątek nadzwyczajne posiedzenie gabinetu w celu omówienia konsekwencji demonstracji, które po agresji policji przybrały gwałtowniejszy charakter. Wiele budynków rządowych zostało obstawionych policją i wojskiem. W telewizji emitowane są materiały pokazujące grabieże sklepów dokonywane przez miejscowe gangi. Dochodzi także do starć z oddziałami policji, która używa gazu łzawiącego i kul gumowych.
Dlaczego Brazylijczycy protestują?
Skarżą się na korupcję, coraz wyższe koszty usług publicznych i ich niską jakość, a także ubolewają z powodu przekazywania ogromnych środków budżetowych na organizację przyszłorocznych mistrzostw świata w piłce nożnej. Uważają, że rząd powinien więcej pieniędzy inwestować w edukację i opiekę zdrowotną, które są w opłakanym stanie.
Gwałtownie też pogarsza się koniunktura. Gospodarka zwalnia, rośnie inflacja.Politycy, mający bardzo wysokie pensje, obsadzają swoimi krewnymi najważniejsze urzędy w kraju. Korupcja i przestępczość w ostatnich latach nasiliły się.
Władze niektórych miast zapowiedziały wycofanie podwyżek. Jedna studentka z Niteroi w pobliżu Rio de Janeiro tłumaczy, że – Tu naprawdę nie chodzi o cenę biletów.Ludzie są tak zdegustowani systemem, że mówią dość tego i domagają się zmian.
W 2011 r, gdy władzę przejmowała Rousseff gospodarka brazylijska korzystała z koniunktury na rynku azjatyckim. Jeszcze rok wcześniej odnotowano rekordowy wzrost PKB, wynoszący 7,5 proc. Bezrobocie spadło do poziomu poniżej 8 proc. Odkryto nowe, ogromne złoża ropy naftowej, których eksploatacja miała przynieść wkolejnych latach wielkie zyski.
Nowa prezydent na początku rządów zapowiadała, że jej głównym zadaniem będzie wyprowadzenie ze strefy skrajnego ubóstwa prawie 22 mln osób. Mówiła: „Moją ambicją jest uczynienie z Brazylii kraju klasy średniej, bez biedaków”. Obietnica ta, owszem ważna ze względu na ogromny rozmiar biedy w Brazylii koncentrującej się przede wszystkim w rolniczych stanach północno-wschodnich oraz w ogromnych slumsach wielkich miast, nie mogła być spełniona poprzez realizację socjalistycznych programów społecznych. Przyczyniły się one do pogorszenia jakości usług publicznych dla wszystkich. Brazylia jest wciąż jednym z krajów świata o największej rozpiętości dochodów.
Gdy władza za bardzo interweniuje w gospodarkę
Interwencjonizm państwowy sprawił, że zaprzepaszczono dobrą koniunkturę. Obecny wzrost gospodarczy kraju hamują braki w infrastrukturze transportowej, przewaga produktów o niskim stopniu przetworzenia w eksporcie, wysokie oprocentowanie kredytów, duże obciążenia podatkowe przedsiębiorstw (udział podatków w PKB wynosi 38 proc.), zbyt wysokie pensje sektora budżetowego.
W 2009 roku rząd wprowadził program Minha Casa Minha Vida (Mój Dom Moje Życie), mający pomóc rodzinom z uboższych warstw i niższej klasy średniej w finansowaniu własnego mieszkania. W jego wyniku do grudnia ubiegłego roku do nowych mieszkań lub domów wprowadziło się milion rodzin. Przed rozpoczęciem programu rynek kredytów hipotecznych właściwie nie istniał.
Głównym operatorem programu i pożyczkodawcą jest jeden z największych państwowych banków Caixa Economica Federal. Jego rola to nie tylko udzielanie kredytów kupującym mieszkanie, ale i kredytowanie deweloperów. Bank ma także pilnować minimalnych standardów mieszkań i maksymalnych cen, jakich może żądać deweloper. Państwowy bank wziął więc w swoje zarządzanie niemal całym rynkiem hipotecznym w Brazylii. Płaci za to wzrostem portfela złych kredytów. Coraz więcej banków podupada, albo wycofuje się z kraju. W ciągu ostatnich dwóch lat upadło siedem banków. Według źródeł Reutersa, Citigroup chce do końca marca sprzedać dwie swoje jednostki Consumer Finance – Credicard i Credicard Financiamentos.
Tymczasem z kwartału na kwartał daje znać o sobie szybszy wzrost cen. Brazylia zmagała się z wysoką inflacją właściwie w całej swej historii, a w latach 1999–2013 stopa procentowa banku centralnego wynosiła średnio 16,27 proc. W styczniu 2013 r. inflacja wzrosła do 6,15 proc. w skali roku, a w kwietniu wynosiła już 7,5 proc. Nie pozostaje to bez wpływu na gospodarstwa domowe, które według MFW, na obsługę zadłużenia wydają średnio 23 proc. swoich dochodów.
Źródło: Catholic Online, BBC, FA, OF, AS.