Co najmniej 93 tys. osób, w tym ponad 6,5 tys. dzieci zginęło w Syrii do końca kwietnia od wybuchu wojny domowej w marcu 2011 r. Jednak w ocenie Biura ONZ ds. Praw Człowieka prawdziwa liczba ofiar krwawego konfliktu może być znacznie wyższa. Wojna ma niezwykle krwawy charakter – co miesiąc przeciętnie ginie w Syrii prawie 6 tys. osób.
Opublikowana 13 czerwca liczba ofiar syryjskiego konfliktu jest znacznie wyższa od opublikowanych w połowie maja szacunków mówiących o 80 tys. ofiar. Według najnowszego raportu ONZ, sporządzonego przez amerykańską organizację non profit Human Rights Data Analysis Group, przy szacowaniu liczby ofiar nie uwzględniono prawie 38 tys. zgłoszeń ze względu na ich niekompletność. Aby takie zgłoszenie było uznane należy podać imię i nazwisko ofiary oraz datę i miejsce śmierci. – Prawdziwa liczba zabitych jest potencjalnie znacznie wyższa – powiedziała Navanethem Pillay, komisarz ONZ ds. praw człowieka.
Wesprzyj nas już teraz!
Liczby podane przez ONZ, opierają się na danych uzyskanych od syryjskiego rządu oraz siedmiu grup monitorujących przestrzeganie w Syrii praw człowieka. Ustalono, że wśród zabitych jest co najmniej 6561 dzieci. – Istnieją dobrze udokumentowane przypadki torturowania i egzekucji dzieci a także masakrowania całych rodzin, w tym niemowląt – co w połączeniu z porażająco wysoką śmiertelnością, jest strasznym przypomnieniem jak okrutny stał się ten konflikt – powiedziała Pillay.
Komisarz dodała, że od lipca ub.r. przeciętnie w ciągu miesiąca ginie blisko 6 tys. osób. Najtragiczniejszy pod tym względem był sierpień, kiedy zanotowano aż 8 tys. ofiar. Jej zdaniem liczba ta odzwierciedla „drastyczne pogorszenie się w ciągu ostatniego roku oblicza konfliktu”. Największe spustoszenia wojna poczyniła w regionie Damaszku (ponad 17 tys. ofiar), Homs (15 tys.) i Aleppo (12 tys.).
Wyższą niż ONZ liczbę ofiar syryjskiej wojny domowej oszacowała jedna z grup monitorujących sytuację w Syrii, brytyjskie Observatory for Human Rights. Organizacja poinformowała w czwartek, że na dzień dzisiejszy ma potwierdzonych co najmniej 98 tys. śmiertelnych ofiar konfliktu, jednak całkowita liczba może przekraczać 130 tys. osób. Według ustaleń organizacji w konflikcie zginęło 25040 syryjskich żołnierzy i funkcjonariuszy sił bezpieczeństwa oraz 17107 członków prorządowych formacji zbrojnych poza strukturami armii.
Gra o wysoką stawkę więc ofiar będzie więcej
W ciągu ostatnich dwóch miesięcy równowaga sił przechyliła się na korzyść prezydenta Baszara al-Assada. Dzięki pomocy dobrze wyszkolonych oddziałów Hezbollahu z Libanu, armia rządowa odzyskała 5 czerwca z rąk rebeliantów miasto Qusair w pobliżu granicy z Libanem. Od lipca ubiegłego roku rebelianci zajmują część położonego na północy kraju Aleppo, największego miasta Syrii. Navanethem Pillay obawia się, że powtórzy się tam rozlew krwi na skalę podobną jak podczas walkach o Qusair. Powołała się przy tym na docierające do niej raporty, które mówią o przygotowywaniu się wojsk rządowych do ofensywy w celu odzyskania całkowitej kontroli nad tym ważnym miastem.
Dotychczasowa zaciętość walk wskazuje, że ofiar, i to zarówno wśród członków wrogich formacji zbrojnych jak i cywilów może być bardzo dużo. Rebelianci nie tylko nie zamierzają ustępować ale świadomi zagrożenia usilnie próbują uzyskać wojskową pomoc ze strony państw zachodnich. „Uzbrójcie nas albo Assad wygra” – alarmują i ostrzegają, że ciągła niechęć do uzbrajania ich sprawi, że przewaga militarna sił prezydenta Baszara al-Asada stanie się nieodwracalna.
Rebelianci mają też za złe Zachodowi, że zamiast działać wzywa do rozmów i to w sytuacji, gdy Assad cieszy się bezwarunkowym poparciem ze strony swoich sojuszników w Teheranie i Moskwie. – Jeśli coś się nie stanie w ciągu kilku dni, Zachód będzie miał do czynienia z całkowicie nowym scenariuszem – powiedział wysokiej rangi oficer armii rebelianckiej, nakreślając obraz dominacji w Syrii szyickiego Iranu. W przekonaniu rebeliantów to właśnie irańscy dowódcy zaplanowali ostatnią ofensywę armii syryjskiej.
Chociaż kłopoty przeciwników Assada, którzy zaledwie sześć miesięcy temu walczyli u bram Damaszku, zaalarmowały zachodnich sojuszników, jednak uzyskanie pomocy przez opozycję nie jest takie pewne. Przestraszony rozwojem sytuacji w Tunezji, Libii i Egipcie po tzw. Arabskiej Wiośnie, Zachód żąda od rebeliantów gwarancji, że żadna broń nie wpadnie w ręce radykalnych islamistów.
Jednak jest to żądanie nie do spełnienia w sytuacji, gdy wpływy i wojskowe możliwości walczących z siłami Baszara al-Assada radykałów islamskich przytłaczają mizerne osiągnięcia umiarkowanej części opozycji. Dowództwo tzw. zbrojnej opozycji przyznaje, że nie jest w stanie dyktować warunków silniejszym militarnie „islamskim brygadom”, którym opozycja zawdzięcza większość sukcesów z ostatnich dwóch lat. – Jak możemy powiedzieć islamistom dziękuję i do widzenia, gdy to oni mają broń i osiągnęli sukces na polu walki? Pomagają nam od dawna i nie możemy temu zaprzeczyć i będziemy niewdzięcznikami czyniąc to – powiedział jeden z rebelianckich dowódców.
Z punktu widzenia syryjskiej opozycji sytuacja jest patowa. Z jednej strony pomoc Zachodu jest potrzebna, aby umiarkowani dowódcy mogli narzucić swoją władzę radykałom, jednak z drugiej strony takiej pomocy nie uzyskają dopóki nie zagwarantują, że pomoc ta nie trafi w ręce islamistów, czego nie mogą zrobić. W efekcie kierownictwo syryjskiej opozycji nie ma prawdziwej władzy. Sukcesy militarne bardziej więc zależą od poszczególnych dowódców polowych, niż spójnego planowania, co nie rokuje dobrze antyrządowej rebelii.
Znamienna jest wypowiedź przebywającego w Damaszku wyższego rangą przedstawiciela rebeliantów, który powiedział, że alternatywą dla nieudzielenia pomocy wojskowej wrogom Assada jest jego zwycięstwo. I w sytuacji dominacji islamskich radykałów w szeregach zbrojnej opozycji jest to alternatywa dająca nadzieję na zakończenie rozlewu krwi i bezpieczeństwo dla stosunkowo licznych w Syrii chrześcijan. Jest to scenariusz całkiem realny, tym bardziej, że oprócz braku pomocy z Zachodu sytuację rebeliantów pogarsza brak poparcia zarówno w regionie jak i na Zachodzie dla obcej interwencji w Syrii oraz trwające od dwóch tygodni zamieszki w Turcji.
Krzysztof Warecki