Rząd boi się, że zwalczanie Boko Haram może kosztować go głosy w najbliższych wyborach powszechnych – uważa ordynariusz diecezji Yola, bp Stephen Dami Mamza.
Yola jest stolicą stanu Adamawa, w którym w styczniu 2012 r. ponad 30 chrześcijan zginęło z rąk tej fundamentalistycznej sekty islamistów, która dąży do wprowadzenia w całej Nigerii prawa koranicznego i zakazania zachodniej oświaty.
Wesprzyj nas już teraz!
W rozmowie z delegacją Pomocy Kościołowi w Potrzebie hierarcha oskarżył rząd prezydenta Goodlucka Jonathana o niechęć do zwalczania „afrykańskich talibów” i innych ugrupowań zbrojnych, które „rozpętały chaos w całym kraju”, wynikającą nie z braku możliwości czy niezdolności, lecz ze względu na przedwyborcze kalkulacje.
– Władze boją się zirytować wyborców sympatyzujących z ekstremistami, podczas gdy należałoby ogłosić stan wyjątkowy na północnym wschodzie Nigerii. Jedynym wyjściem jest poddanie regionu pod bezpośrednią kontrolę wojskową – wskazał 43-letni bp Mamza.
Dodał, że w obliczu „nieobecności państwa”, ekstremiści rosną w siłę z każdym dniem. Jego zdaniem „władze powinny podjąć poważniejsze środki przeciwko Boko Haram”, gdyż odmowa podjęcia jakichkolwiek negocjacji przez to ugrupowanie stanowi zagrożenie dla państwa prawa. – A my co robimy? Pozwalamy, by Boko Haram przejęła władzę? Nie, absolutnie nie możemy na to pozwolić! – stwierdził hierarcha.
Północno-wschodnia część Nigerii jest obszarem, na którym działają zarówno islamska sekta Boko Haram, lokalna gałąź Al-Kaidy – Ansaru, jak też gangi przestępcze i etniczne milicje.
Źródło: KAI
ged