Polacy przed wejściem do Unii Europejskiej byli straszeni przepowiedniami typu „UE albo śmierć”, „Jeśli nie Unia, to Białoruś”. Tymczasem na styku Europy i Azji istnieje kraj, który osiąga pokaźny wzrost gospodarczy, nadwyżki budżetowe i rozwija rolnictwo bez unijnych dopłat. Tym państwem jest Turcja.
Od końca lat osiemdziesiątych, a szczególnie od 2005 r. Turcja stara się o przyjęcie w struktury UE, choć można śmiało założyć, że unijne członkostwo doprowadziłoby do zaprzepaszczenia osiągnięć i szans, jakie stoją przed Turcją z racji trwającej przez ostatnie ćwierć wieku liberalizacji ekonomicznej i oszczędnej polityki budżetowej. Strumienie unijnych pieniędzy psują bowiem gospodarki. Po pierwsze, mają demoralizujący wpływ na przedsiębiorczość, po wtóre nie są efektem niczyjej pracy, a jedynie owocem prac drukarskich lub dopisywania kolejnych zer na rachunkach bankowych.
Wesprzyj nas już teraz!
W 2010 r. turecki PKB rósł nawet szybciej, niż chiński, bo w tempie 8,9 proc. W kolejnym roku przekroczył prognozy i osiągnął poziom niemal 8,5 proc. Turecka gospodarka tylko przez dwa lata urosła tyle, co polska w trakcie ostatnich pięciu lat. Kilkunastoprocentowe bezrobocie, zwiększone przez kryzys lat 2008-2009, sukcesywnie spada, by pod koniec 2011 r. uplasować się poniżej 9 proc. W tym samym roku turecki budżet zanotował nadwyżkę, zjawisko niespotykane w świecie kreatywnych finansów zarówno w Polsce, jak i UE. Oszczędna polityka budżetowa doprowadziła do tego, że o ile w latach dziewięćdziesiątych zadłużenie Turcji wynosiło niemal trzy czwarte PKB, w 2006 r. spadło do 46 proc. PKB, dwa lata temu zaś do 40 proc. W tym czasie cała Europa zadłużała się na potęgę, uważając za niemożliwe budowanie trwałego wzrostu gospodarczego bez zwiększania wydatków publicznych.
W obliczu trudnych chwil, jakie w Europie i w Polsce przeżywa branża motoryzacyjna, likwidując tysiące miejsc pracy, borykając się z protestami owładniętych socjalizmem Francuzów, podstawą tureckiego eksportu jest właśnie sprzedaż samochodów. Turecki przemysł lotniczy bynajmniej nie podziela kondycji podobnej do PLL LOT, wręcz przeciwnie – Stambuł jest najszybciej rozwijającym się portem lotniczym w Europie, a Turkish Airlines, należące do najprężniej rozwijających się przewoźników lotniczych, były wymieniane jako potencjalny nabywca LOT. Turcja planuje prywatyzację sektora energetycznego, a także budowę elektrowni atomowej. W latach 2010-2012 zakupiła niemal 250 ton złota, ustępując jedynie Chinom i Rosji pod względem ilości zakupionego kruszcu.
Turcja stara się być obecna na europejskim rynku na wzór podobny do Chin – nabywania istniejących firm i przedsiębiorstw, niekoniecznie zaś budowania od podstaw. Chęć ekspansji gospodarczej jest zrozumiała, czego nie można powiedzieć o dążeniu do uczestnictwa w zdegenerowanych europejskich strukturach politycznych. Mając własne doświadczenia na tym polu, tureckie starania o członkostwo w UE powinniśmy skwitować jednym, wymownym i pretendującym już do miana klasyki bon motów zdaniem: Nie idźcie tą drogą!
Tomasz Tokarski
Źródło: nczas.com