Sprawa ataku na zabudowania konsulatu amerykańskiego w Benghazi wciąż pozostaje niewyjaśniona. Istnieje wiele teorii na temat tego, co miało miejsce w libijskim mieście i dlaczego doszło do tego ataku. Osoby, które ocalały z napaści ekstremistów, nie mogą wypowiadać się w tej sprawie.
Coraz częściej pojawiają się sugestie, że w Libii ludzie związani z administracją Obamy, chcąc mu zapewnić zwycięstwo w ubiegłorocznych wyborach prezydenckich, mieli ułatwić uprowadzenie ambasadora Stevensa. W ostateczności miało dojść do wymiany więźniów, przez co ubiegający się o reelekcję Barack Obama miałby zyskać w oczach wyborców.
Wesprzyj nas już teraz!
Emerytowany admirał James „Ace” Lyons zasugerował w programie Lou Dobbs Tonight, że atak w Benghazi to tak naprawdę „spartaczona próba uprowadzenia ambasadora USA”. Miał to być pierwszy etap operacji międzynarodowej wymiany więźniów, która obejmowałaby uwolnienie przez Amerykanów skazanego na dożywocie Omara Abdel Rahmana, „Ślepego szejka” oskarżonego o nawoływanie do ataku na World Trade Center w 1993 roku.
Lyons stwierdził, że administracja Obamy celowo osłabiła służby bezpieczeństwa w Benghazi, aby ograniczyć opór Amerykanów do minimum w czasie ataku Ansar al-Shariah, która miała porwać ambasadora. Ludzie Obamy byli przekonani, że pozostawieni do ochrony komandosi stawią niewielki opór i w końcu się poddadzą. Tymczasem członkowie elitarnych jednostek US Navy SEAL: Tyrone Woods i Glen Doherty zignorowali rozkazy dowódców i poświęcili życie, ochraniając ambasadora.
Alex Newman na łamach „The New American” zwrócił uwagę, że oficjalny raport rządowej Accountability Board Review jest skrajnie nierzetelny. Pominięto w nim kluczowepytania dot. ataku w libijskim mieście. Nie zadano sobie trudu, aby ustalić, jaka była faktyczna rola pomocy udzielonej przez administrację terrorystom z Al-Kaidy, którzy przejęli władzę w Libii. Nie odpowiedziano także na pytanie, czy plan dozbrajania przywódców dżihadu, którzy – jak sam raport potwierdził – walczyli wcześniej z amerykańskimi żołnierzami w Iraku, przyczynił się do ataku w Benghazi? Sugeruje to dziś większość ekspertów i urzędników. Nie odpowiedziano na pytanie, czy nieżyjący już ambasador Stevens rzeczywiście rekrutował dżihadystów, uzbrajał ich i wysyłał na wojnę z reżimem w Syrii? Nie zadano sobie trudu, aby odpowiedzieć na pytanie, dlaczego administracja tak długo utrzymywała, że atak był wyrazem protestu wobec obraźliwego dla muzułmanów filmu, chociaż dobrze wiedziano, że było inaczej? Dlaczego też ukrywano skalę bezprawia i chaosu, w jakim pogrąża się Libia po „niekonstytucyjnej zmianie reżimu”?
Na wiele tych pytań odpowiedzi mogliby udzielić ocaleni świadkowie ataku w Benghazi. Rząd jednak zabronił im wypowiadania się. Republikańscy politycy domagają się zwolnienia ich z tajemnicy służbowej. Chcą, by zeznawali przed komisją senacką. Eksperci coraz śmielej twierdzą, że gdyby okazało się, że Barack Obama igrał życiem swojego personelu, w tym ambasadora w celu osiągnięcia własnych korzyści politycznych, wówczas mielibyśmy do czynienia ze sprawę kryminalną. Winni musieliby ponieść surowe konsekwencje.
Źródło: FreedomOutpost, AS