Ryszard Bugaj, ekonomista, profesor nadzwyczajny Instytutu Nauk Ekonomicznych PAN ubolewa na łamach „Dziennika Gazety Prawnej” nad tym, że świadczenie pracy w Polsce od szeregu lat odbywa się na zasadach odbiegających od europejskich standardów zatrudnienia. Na celowniku ekonomisty znalazły się, rzecz jasna, umowy cywilnoprawne.
Warto przytoczyć dłuższy cytat z artykułu Ryszarda Bugaja, by zdać sobie sprawę, w jak dużym stopniu jego rozumowanie jest wewnętrznie sprzeczne. Pomieszanie pojęć, definicje biegunowo odbiegające od rzeczywistych są zapewne podobne do tych, które skłoniły Friedricha Augusta von Hayeka do zakończenia swej „Konstytucji wolności” rozdziałem „Dlaczego nie jestem konserwatystą”. Stało się tak ze względu na amerykańskich socjalistów, którzy przywłaszczyli sobie miano liberałów, a liberałów nazwali konserwatystami.
Wesprzyj nas już teraz!
– To skutek postępującego procesu deregulacji rynku pracy, czyli ograniczania uprawnień pracowników. Dokonuje się to w różnych formach: prace zlecone, samozatrudnienie, i na różną skalę. Generalnie oznacza zdjęcie z pracodawcy zobowiązania w zakresie ubezpieczenia (także od wypadków w pracy), zapewnienia warunków pracy i zagwarantowania płatnego urlopu. Jest to więc równoznaczne z zakwestionowaniem praw pracowniczych, które wprowadzano już u schyłku XIX wieku – stwierdził Bugaj.
Fakt, jeśli umowy cywilnoprawne to część procesu deregulacji rynku pracy i ograniczania uprawnień pracowników, można nabrać niechęci nie tylko do owych umów, ale i działań deregulacyjnych, ba, nawet samego kapitalizmu. Przeciwnie – umowy cywilnoprawne to efekt rosnącej ilości regulacji na rynku pracy, przede wszystkim rosnących kosztów pracy. Przykładowo, w 1998 r. składka na ZUS wynosiła 38 proc. wynagrodzenia, obecnie wynosi 45 proc. Objęcie składkami ubezpieczeniowymi wszystkich form zatrudnienia, w tym umów cywilnoprawnych, spowodowałoby dwojaki efekt. Część pracodawców musiałaby zrezygnować z zatrudniania na tzw. umowy śmieciowe. Inna ich część musiałaby przenieść się, wraz ze zleceniobiorcami, do szarej strefy. Nie trzeba przypominać, że uszczupliłoby to wpływy do budżetu.
Umowy cywilnoprawne są, obok szarej strefy, wentylem bezpieczeństwa dla polskiej gospodarki. Ciężko zrozumieć to tym, którzy formułują swe opinie z wysokości uczelnianych katedr bądź szpalt gazet, nie mając wiele albo zgoła nic do czynienia z gospodarczą rzeczywistością i prowadzeniem działalności gospodarczej.
Uwagę zwraca również „zdjęcie z pracodawcy zobowiązania w zakresie ubezpieczenia”. Czy pół wieku gospodarki centralnie planowanej oraz ponad dwadzieścia lat tylko teoretycznie wolnej gospodarki sprawiło, że wielu ekonomistów nie jest w stanie wyobrazić sobie sytuacji, gdy państwo nie bierze na siebie ciężaru ubezpieczania, przymusowego zresztą dla ubezpieczonych?
Tomasz Tokarski