Błogosławiony urodził się w litewskiej wielodzietnej rodzinie zamieszkałej w Luginiach koło Mariampola jako Jurgis Matulevičius. Był jednym z tych Litwinów, którzy zetknąwszy się z polską kulturą, zdecydowali o przyjęciu polskiego nazwiska i związania swego życia ze służbą dla państwa, które zwano na powrót Najjaśniejszą Rzecząpospolitą.
Doświadczył trudów życia już w dzieciństwie, ponieważ gdy miał dziesięć lat, został osierocony przez oboje rodziców, a pieczę nad domem przejął ich najstarszy syn Jan, który twardą ręką musiał utrzymać porządek w gospodarstwie i dyscyplinę wśród powierzonej mu niespodziewanie gromadki dzieci.
Koleje jego losu od najmłodszych lat związały się z pierwszym rdzennie polskim zakonem księży marianów (Zgromadzenia Księży Marianów Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny – Congregatio Clericorum Marianorum ab Immaculata Conceptionis Beatissimae Virginis Mariae), historycznych założycieli pobliskiego Mariampola i pełniących tam posługę duszpasterską. Jeden z nich był nauczycielem religii w szkole, do której codziennie – pokonując pieszo pięć kilometrów – uczęszczał młody Jerzy. Podjął następnie naukę w gimnazjum, ale musiał ją przerwać, ponieważ wykryto u niego gruźlicę kości w nodze, która unieruchomiła go na jakiś czas i powracała przez całe życie.
Wesprzyj nas już teraz!
Przebywając wciąż w gospodarstwie starszego brata i nie mogąc wykonywać wszystkich prac, miał dużo czasu na lekturę, modlitwę i rozmyślanie. Marzył o kapłaństwie, choć w jego położeniu nie traktował tych myśli jako możliwych do spełnienia. W końcu jednak zwierzył się swemu wujowi, który był profesorem w kieleckim seminarium duchownym. Krewny dopomógł mu we wkroczeniu na drogę powołania.
Do Kielc przybył w roku 1889, lecz już w roku 1893 musiał je opuścić, gdyż władze carskie wydały nakaz zamknięcia seminarium. Udał się zatem do Warszawy, a następnie do Petersburga, gdzie w roku 1898 przyjął święcenia kapłańskie, potem do szwajcarskiego Fryburga, gdzie uzyskał tytuł doktora teologii. Do Polski powrócił gruntownie wykształcony, biegle władający łaciną i przygotowany do podjęcia trudów dzierżenia rządu dusz w sytuacji politycznie niesprzyjającej.
Do represji religijnych i narodowościowych ze strony Rosji doszła jeszcze paląca wówczas kwestia robotnicza. Mnożące się po upadku starego porządku masy robotników żyły często w nędzy, a duchowieństwo nie nadążało ze spełnianiem ich potrzeb duchowych. To otwierało szeroką drogę agitacjom sekty socjalistów (tak Ojciec Święty Leon XIII określił zbieraninę ludzi wyznających tę zbrodniczą ideologię). Encyklika Rerum novarum ogłoszona przez namiestnika Chrystusa w roku 1891 nie dotarła do ziem polskich wstrzymana przez władze zaborcze, księża musieli więc własnymi sposobami przeciwdziałać duchowemu i moralnemu niebezpieczeństwu socjalizmu.
Ks. Matulewicz (takiego bowiem nazwiska używał) był świadom, że celem działalności Kościoła jest zbawienie dusz i bynajmniej nie przenosił zasadniczego akcentu na pracę społeczną, ale zdawał sobie sprawę, że do cnotliwego życia potrzebne jest zapewnienie przynajmniej elementarnych potrzeb.
Wśród trudów tego specyficznego duszpasterstwa snuł rozważania o znaczeniu apostolatu wiernych, co wyrażają jego zapiski w Dzienniku duchowym: „Przyszła mi nagła myśl, że szczególnym znakiem naszych czasów powinno być: wciągać większe zastępy ludzi i szersze warstwy społeczeństwa do czynnej pracy dla obrony i rozszerzenia wiary i Kościoła. Prace apostolskie tak spopularyzować, żeby dobrzy katolicy troszczyli się nie tylko o instytucje dobroczynne, ale również o obronę wiary, o jej rozszerzenie, o obronę Kościoła i jego wywyższenie. Ileż dobrego mogliby zdziałać świeccy mężczyźni i kobiety”.
Nawiązał kontakt z zasłużonym apostołem okupowanej Polski – bł. o. Honoratem Koźmińskim. Z jego inspiracji stanął na czele Stowarzyszenia Mariańskiego Świeckich Kapłanów. Zaborca rosyjski przeprowadził kasatę zgromadzeń zakonnych, a w Mariampolu starzeli się ostatni księża marianie. Za aprobatą ich przełożonego i Stolicy Świętej ks. Matulewicz dokonał reformy zakonu, który działał odtąd w konspiracji.
Do końca I wojny światowej Błogosławiony pełnił obowiązki generała zakonu. Wiadomo, że w tym okresie polskie Wilno stanowiło punkt sporny między Polakami i Litwinami. Bł. Jerzy Matulewicz, którego papież Benedykt XV w roku 1918 mianował biskupem wileńskim, znalazł się między młotem a kowadłem. Miasto przechodziło z rąk do rąk, aż zostało zbrojnie zajęte przez twórców jego świetności. Świątobliwy pasterz wykazał się podziwu godną wiernością obowiązkom kapłańskim, mając na oku jedynie dobro dusz, a nie spory narodowościowe.
Umiał pozyskać zarówno serca Polaków, jak i Litwinów, mimo iż w pełni akceptował polskie rządy w Wilnie. Takimi słowami witał przybyłego w 1923 prezydenta Wojciechowskiego: „Jako pasterz diecezji, imieniem duchowieństwa i ludu wiernego witam Cię gorącym sercem w tej prastarej katedrze i składam ci hołd jako Naczelnej Władzy i Głowie Państwa, jako temu, który reprezentuje majestat Najjaśniejszej Rzeczypospolitej Polskiej i jest wyrazicielem jej potęgi i jedności”.
Siedem lat rządów biskupich było dla Matulewicza źródłem nieustannej udręki, nietrudno bowiem domyślić się, że oprócz zwolenników miał też zagorzałych wrogów w osobach rozmaitej maści nacjonalistów obu narodowości. Był wierny obowiązkom, jakie nałożyła na niego Głowa Kościoła, niemniej modlił się wciąż o uwolnienie od mimowolnie przyjętego ciężaru.
W końcu Pan Bóg wysłuchał jego prośby, co wyraziło się w zgodzie papieża Piusa XI, serdecznego przyjaciela biskupa Matulewicza, na złożenie urzędu. Ojciec Święty mianował go wszakże wizytatorem apostolskim i w tym charakterze Błogosławiony powrócił do Wilna. Zmarły w roku 1927 sługa Boży odszedł do Pana w opinii świętości. Pius XI jeszcze w czasach, gdy ks. Matulewicz stał na czele zakonu, rzekł o nim: „Wasz generał to prawdziwy mąż Boży”. W takiej atmosferze podjęto starania o beatyfikację, która doszła do skutku dopiero za pontyfikatu papieża-Polaka w roku 1987.
Kościół wspomina bł. Jerzego Matulewicza 27 stycznia.
FO