Internetowy portal gospodarczy The Economist opublikował artykuł, z którego wynika, że Polska, w czasie ostatnich dwóch dekad, odniosła jeden z największych sukcesów gospodarczych w skali światowej. Po takim wyniesieniu na piedestał, możemy poczuć się co najmniej tak mocni jak Indie, czy Chiny. Czy słusznie jednak?
Ktoś, kto orientuje się choć trochę w realiach gospodarczych naszego kraju od czasu sławetnej deklaracji Joanny Szczepkowskiej, która z rozbrajającym uśmiechem stwierdziła, że „4 czerwca 1989 r. skończył się w Polsce komunizm”, mimowolnie uśmiechnie się, czytając tytuł wspomnianego artykułu. Uśmiech ten przerodzi się jednak w politowanie po lekturze tekstu, w którym to, co zostało uznane za źródło gospodarczego sukcesu Polski, jest tak naprawdę miarą popsucia gospodarki i zmarnowanych szans, które mieliśmy 20 lat temu.
Wesprzyj nas już teraz!
The Economist stwierdził, że kolosalne znaczenie dla rozwoju Polski miały reformy wprowadzone w czasie transformacji. Zapewne redaktorzy portalu nie są ubezpieczeni w ZUS i OFE oraz nie korzystają z usług polskiej służby zdrowia, ponieważ rychło zmieniliby zdanie, a przecież reformy systemu emerytalnego i opieki medycznej niewątpliwie mieli na myśli, pisząc o kolosalnym znaczeniu reform okresu transformacji.
Jako przewagę Polski The Economist wymienia brak sztywnego powiązania polskiej waluty z euro, w przeciwieństwie do innych państw bałtyckich, jak Litwa, Łotwa i Estonia, które ucierpiały w wyniku recesji, zaciągnąwszy uprzednio kredyty w walutach, których same nie mogły drukować. W naszym kraju, według portalu, wzrost kredytów był znacznie wolniejszy niż u bałtyckich sąsiadów. „Polskie banki, zrażone doświadczeniami z lat 90-tych i dużą liczbą niespłacanych kredytów, niechętnie pożyczały pieniądze klientom. Zachodnie banki były zdecydowanie mniej wybredne i ochoczo wykorzystywały brak powiązania euro i złotego, udzielając kredytów w złotych za pośrednictwem swoich oddziałów w Polsce. Dzięki tym przepływom kapitału z Zachodu, złoty umocnił się o ponad 50 proc. względem euro w okresie boomu kredytowego. Silny złoty zachęcał do zaciągania kredytów walutowych i zapewnił też Polsce większą elastyczność działań w czasie kryzysu” – napisano w artykule.
Redakcja portalu nie wspomniała jednak o tym, że zmarnowano w naszym kraju szansę zbudowania prawdziwie wolnej gospodarki po tym, gdy upadek komunizmu i niski poziom życia stanowiły sytuację wyjściową do realizacji prawdziwych reform, na które społeczeństwo było w sporej mierze psychologicznie przygotowane. Sprawy zdawały się podążać w dobrym kierunku, m.in. za sprawą tzw. ustawy Wilczka o swobodzie działalności gospodarczej z 1988 r. Uwolniła ona polski potencjał gospodarczy, stwarzając, jak się szacuje, około 6 mln miejsc pracy. Dalsze lata przyniosły jednak stopniowe ograniczanie prowadzenia działalności gospodarczej i rozrost biurokracji. Tłem dla tych szkodliwych zmian była obecność w wielu gałęziach gospodarki osób, wywodzących się z kręgów tajnych służb, którzy w działalności gospodarczej znaleźli sobie tzw. „miękkie lądowanie” po okresie PRL-u. Powstał w naszym kraju system, który Stanisław Michalkiewicz określa mianem „kapitalizmu kompradorskiego”, czyli kapitalizmu dla wybranych, „znajomych królika”.
Efektem zaś tego, co działo się w naszym kraju przez ostatnie 20 lat, jest obecna sytuacja gospodarcza – niedomykający się budżet, rosnące obciążenia fiskalne i podatkowe, coraz mniej wolności oraz niższy poziom życia. Przyjdzie niedługo czas, gdy zbierzemy gorzkie owoce zaniedbań w dziedzinie gospodarki oraz działań kolejnych ekip rządowych, nieudolnych bądź realizujących czyjeś partykularne interesy.
Tomasz Tokarski