Rośnie liczba szpitali, które przestają przyjmować pacjentów. Leczone są w nich tylko osoby w stanie nagłego zagrożenia życia. – Jeszcze nigdy w historii nie było tak dużego zadłużenia szpitali – ocenia redaktor naczelny branżowego miesięcznika „Menedżer Zdrowia” Janusz Michalak.
Największe problemy ma Samodzielny Szpital Kliniczny nr 4 w Lublinie. Poważnie ograniczono tam liczbę osób przyjmowanych na oddziały pulmonologii, ortopedii oraz neurologii. Szczególnie dramatyczna jest sytuacja na tym pierwszym oddziale, gdzie nieczynne są dwa piętra z czterech oraz wyłączono 20 łóżek. Do szpitala przyjmowani są pacjenci w sytuacjach wymagających natychmiastowego leczenia.
Wesprzyj nas już teraz!
Podobnie jest w Łodzi, w szpitalu im. Barlickiego. Przyjmowani są tam jedynie ci pacjenci, którzy znajdują się w stanie zagrożenia życia.
Z poważnymi problemami zmaga się Pomorskie Centrum Traumatologii, gdzie z 23 oddziałów działa tylko pięć. Dyrektor szpitala informuje, że pomorski NFZ odmownie odpowiada na wszelkie próby pozyskania przez szpitale dodatkowych środków.
Z kolei w szpitalu w Ludwikowie koło Poznania nie przyjmuje się pacjentów na leczenie na oddziale onkologicznym już od października. Powód? Brak środków na radioterapię.
Dramatyczna sytuacja panuje też w Warszawie (Centrum Zdrowia Dziecka), Pile, czy Koninie. A to jedynie część placówek, które ze względu na tragiczną sytuację finansową i zadłużenie wstrzymały leczenie chorych.
Janusz Michalak podkreśla, że zadłużenie szpitali wynosi ponad 11 mld zł i cały czas rośnie. – Jest także olbrzymia zapaść w przemyśle farmaceutycznym. Ustawa refundacyjna doprowadziła do zwolnień 3 tys. pracowników i upadku wielu małych aptek. Radykalnie wzrosła odpłatność za leki, lekarze są straszeni kontrolami NFZ. Atmosfera jest bardzo zła – powiedział.
Źródło: niezależna.pl
ged