O wprowadzeniu podatku katastralnego mówi się ostatnio jakby mniej, co nie znaczy, że samorządowcy przestali myśleć o tym, jak podreperować finanse zadłużonych gmin. Wpadli na pomysł, by stawki podatku od nieruchomości zróżnicować ze względu na regionalną wielkość PKB w przeliczeniu na mieszkańca i jej różnicę w stosunku do średniej krajowej.
Nad projektem zmian prawnych zaczęła pracować Unia Metropolii Polskich. Ich orędownikami są także Związek Miast Polskich i wiele miejskich samorządów. Oczekują, że zwiększy to dochody ich gmin. Liczą także na to, że nowa metoda zracjonalizuje naliczanie podatku od nieruchomości oraz i przybliży do sposobu, który stosuje się w innych krajach.
Wesprzyj nas już teraz!
W większości państw zachodnich, m.in. w Niemczech, Francji, Wielkiej Brytanii, Stanach Zjednoczonych, Szwecji, Austrii, Irlandii czy Belgii, ale także na Litwie, Łotwie, Estonii, Rumunii, a nawet na Białorusi, od lat podstawą naliczania podatku od nieruchomości jest jej wartość. Polskie prawo podatkowe bierze pod uwagę powierzchnię nieruchomości. Podatek katastralny wcale nie musi być lepszym rozwiązaniem, ponieważ związane są z nim spore koszty, np. wyceny nieruchomości oraz konieczność aktualizowania tych wycen. Nie trzeba też wspominać, że rodzi do pole do korupcji i oszustw podatkowych.
Samorządowcy argumentują, że w efekcie mamy do czynienia z taką samą wartością podatku za powierzchnię gruntu, na której stoi warsztat rzemieślniczy w ubogiej miejscowości oraz luksusowy apartamentowiec w centrum Warszawy. Jest to, zdaniem samorządów, niesprawiedliwość, ponieważ uprzywilejowuje bogatych podatników i bardziej rozwinięte gospodarczo regiony kraju.
Unia Metropolii Polskich proponuje, żeby w Polsce wydzielić subregiony – miasta, gminy, powiaty – z PKB na mieszkańca wyższym od krajowej średniej. I w tych subregionach wyznaczyć dużo wyższe – niż w pozostałej części kraju – maksymalne stawki podatku od nieruchomości (dalej górny pułap wyznaczałoby Ministerstwo Finansów). W tych bogatszych subregionach podatek także można by różnicować, w zależności od atrakcyjności położenia danej nieruchomości. Chodzi o to, by na przykład za grunt w centrum miasta płacić więcej niż za działkę na jego peryferiach.
Samorządowcy sugerują, by bogatsze miasta, gminy czy powiaty podzielić na strefy, a w każdej z nich przyjąć inną stawkę podatku za metr kwadratowy powierzchni. Można to zrobić przy pomocy specjalnych współczynników przeliczeniowych, tak, jak w Czechach. Pojawia się też propozycja, by stawki w danym mieście oraz w poszczególnych jego częściach zależały od tego, jakie są tam średnie ceny nieruchomości.
W podobnie socjalistyczny sposób funkcjonuje podatek dochodowy, który de facto karze bardziej przedsiębiorczych za to, że uzyskują wyższe dochody. „Geograficzna progresja podatkowa”, termin ukuty na określenie proponowanych zmian w sposobie naliczania wartości podatku od nieruchomości, jest pomysłem z gruntu niesprawiedliwym, ponieważ stanowi niebezpieczny przykład tego, w jaki sposób władze (w tym przypadku lokalne) sięgają po środki, które powinny pozostać poza ich obszarem zainteresowania.
Tomasz Tokarski
Źródło: www.obserwatorfinansowy.pl