Amerykańska armia boryka się z falą samobójstw. Dziennie więcej niż dwóch żołnierzy odbiera sobie życie. Aby poradzić sobie z tą plagą, sekretarz obrony Leon Panetta powiedział, że zamierza pociągnąć do odpowiedzialności oficerów i podoficerów, którzy nie udzielają pomocy zdesperowanym wojskowym.
Magazyn The Foreign Policy zauważa, że chociaż nie każdy samobójca zabija się z powodu stresu walki, to jednak faktem jest, że armia w ostatnich latach odnotowuje wyraźny wzrost samobójstw. W roku 2004 na 100 tys., żołnierzy przypadało 9,7 przypadków samobójstw. W lipcu 2012 roku stopa ta wzrosła ponad trzykrotnie do 29,1 przypadków na 100 tys. żołnierzy.
Wesprzyj nas już teraz!
W pierwszych ośmiu miesiącach 2012 roku średnio miesięcznie 33 żołnierzy odbierało sobie życie.
Wg analityków z The Foreign Policy odpowiedzialności za plagę samobójstw nie powinni ponosić oficerowie i podoficerowie, ale cywilne dowództwo. Chcąc osiągnąć swoje cele, wysyła ono do działań bojowych osoby nieodpowiednio przygotowane, po skróconym szkoleniu, które następnie – bez odpowiedniego wypoczynku w domu po przebytej akcji – przerzucane są na inny obszar działań wojennych.
Redaktorzy magazynu zauważają, że jednostka All-Volunteer Force (AVF) powstała mimo sprzeciwu wojskowych dowódców, którzy obawiali się, że wolontariusze chcący uczestniczyć w działaniach wojennych nie będą prawdziwymi żołnierzami, ale zwykłymi najemnikami. Tymczasem elity – w tym wielu obecnych i byłych amerykańskich przywódców politycznych – unikało służby w czasie wojny w Wietnamie. Nie brali w niej udziału m.in. kandydat na prezydenta Mitt Romney, wiceprezydenci Dick Cheney i Joe Biden, prezydenci Bill Clinton i George W. Bush.
Wcześniej żołnierze byli przygotowywani do działań przez co najmniej dwa lata. Selective Service powoływała do służby osoby, spełniające pewne standardy.
Niestety, następcy Kolegium Połączonych Szefów Sztabów – w tym dowódcy odpowiedzialni za wojnę w Afganistanie i Iraku, generał Richard Myers, gen. Peter Pace i admirał Mike Mullen – podjęli decyzję o skróceniu szkolenia dla ochotników do 12 lub 15 miesięcy. Jednocześnie skrócono do roku okres pobytu w domu z rodziną po odbytej operacji wojskowej w danym miejscu.
W rezultacie, jak wynika z dochodzenia komisji wojskowej, żołnierze są źle przygotowani do walki. Ma to niekorzystny wpływ na jakość siły i spójność wojska. Zdarza się, że do armii trafiają osoby nieodpowiednie, mające za sobą wyroki sądowe itp., które następnie dopuszczają się przestępstw w krajach, w których prowadzone są działania bojowe.
Znany jest przypadek, gdy do walki w Iraku wysłani zostali ochotnicy, którzy przeszli zaledwie dziesięciodniowy kurs dot. obsługi broni, udzielania pierwszej pomocy i kultury Iraku. The Foreign Policy przypomina, że USA nadal nie mają wystarczającej liczby żołnierzy, aby osiągnąć swoje cele na Bliskim Wschodzie.
Magazyn zauważa, że sekretarz Panetta, powinien pociągnąć dowódców do odpowiedzialności za brak pomocy zdesperowanym żołnierzom. Należy jednak pamiętać, dlaczego są oni zdesperowani. Magazyn obarcza winą za obecny stan rzeczy poprzednich liderów Pentagonu i Białego Domu.
Źródło: FP, AS.