Amerykanka Maureen Digan od dziecka chorowała na limphedemę – słoniowaciznę. Lekarze określali jej przypadek jako beznadziejny. Kobieta przeszła operację kręgosłupa i amputację nogi. Dwa lata była sparaliżowana. Groziła jej amputacja drugiej nogi – wielkiej i opuchniętej. Maureen nie mogła pogodzić się z cierpieniami, jakie ją spotkały i straciła wiarę. W takiej sytuacji przyjęła oświadczyny i wyszła za mąż.
Mąż kobiety był człowiekiem silnej wiary. Kiedy zobaczył film o orędziu Miłosierdzia i o s. Faustynie, zabrał Maureen do Polski. 28 marca 1981 roku małżonkowie stanęli przy grobie Apostołki Bożego Miłosierdzia w Krakowie-Łagiewnikach. Kobieta poszła do spowiedzi – po raz pierwszy od czasu, kiedy była młodą dziewczyną. Przy grobie s. Faustyny usłyszała w sercu głos: „Poproś mnie o pomoc, a ja ci pomogę”.
Kobieta pełna nadziei zawołała: „Siostro Faustyno, przebyłam długą drogę, proszę, zrób coś!”. Po chwili poczuła, że ból w nodze zniknął i zeszła opuchlizna. Następnego dnia noga była już całkowicie zdrowa. – Dla mnie moje uzdrowienie duchowe było większe i ważniejsze niż fizyczne. Bo największe cuda dzieją się w sakramencie pojednania – powiedziała Maureen Digan.
Wesprzyj nas już teraz!
Uzdrowienie Maureen okazało się trwałe. Lekarze nie znaleźli dla niego medycznego uzasadnienia, a Stolica Apostolska uznała je za cud potrzebny do beatyfikacji s. Faustyny.
Uzdrowione serce
Na początku 1995 roku ks. Ronald Pytel, Amerykanin polskiego pochodzenia, proboszcz polsko-amerykańskiej parafii Matki Bożej Różańcowej w Baltimore bardzo chorował. Lekarz stwierdził alergiczne zapalenie oskrzeli. Zaniepokoiły go głośne szmery w sercu pacjenta. W czerwcu kapłan skonsultował się z dr. Nicholasem Fortuinem – znanym amerykańskim kardiologiem, który zdiagnozował zwężenie zastawki aorty – schorzenie grożące nagłą śmiercią. Przepisał lekarstwa i nakazał leżeć w łóżku, aż do czasu wszczepienia sztucznej zastawki.
Rano 14 czerwca 1995 roku kapłan udał się na operację do szpitala. Do domu powrócił pięć dni po zabiegu. Podczas rehabilitacji studiował „Dzienniczek” św. s. Faustyny i odmawiał Koronkę do Bożego Miłosierdzia. W lipcu ks. Pytel znowu trafił do szpitala. Był coraz bardziej wycieńczony. Schudł. Okazało się, że na skutek zapalenia opłucnej w jego płucu gromadziła się ciecz. „Wyglądałem jak więzień obozu koncentracyjnego” – napisał później w zeznaniu. Po operacji stan zdrowia ks. Pytla wciąż nie był dobry. Lewa komora serca była bardzo zniszczona. Lekarskie prognozy nie były optymistyczne – przewidywano, że nigdy już nie będzie normalnie funkcjonował.
Trzy dni przed przyjazdem Ojca Świętego Jana Pawła II do Baltimore, 5 października – w rocznicę śmierci bł. Faustyny – do kościoła parafialnego przybyli wierni na całodniowe nabożeństwo z czuwaniem przed Najświętszym Sakramentem, modlitwami i Koronką do Miłosierdzia Bożego, Różańcem oraz wykładem na temat Daru Miłosierdzia. Grupa parafian modliła się o uzdrowienie swojego proboszcza. „Wezwano wstawiennictwa bł. siostry Faustyny w modlitwie, a ja oddałem cześć jej relikwiom” – pisał w zeznaniu ks. Pytel.
Podczas modlitwy kapłan upadł i kwadrans leżał na podłodze. Był przytomny, ale nie mógł się ruszyć. Wieczorem uświadomił sobie, że zapomniał wziąć lekarstwa. Sięgnął więc po nie około północy i przygotowywał się do pójścia na spoczynek. Zaczął jednak odczuwać ból w okolicy serca. Ból nasilał się w określonym czasie w ciągu kolejnych dni. Ksiądz zauważył, że wzmaga się po przyjęciu leku. Dr Fortuin zgodził się więc na zmniejszenie dawki.
Kiedy 9 listopada dr Fortuin przejrzał wyniki testu Dopplera, powiedział do kapłana: „Ron, ktoś interweniował za ciebie. Twoje serce jest zupełnie zdrowe. Nie mogę wytłumaczyć, co się stało”.
Trzy miesiące później medyk stwierdził, że funkcje serca wróciły do normalnego stanu. „Wiem, że to bł. s. Faustyna wstawiła się za mną u Jezusa i że Jego miłość płynąca z serca dotknęła mnie i uzdrowiła” – wyznał ks. Pytel.
Uzdrowienie kapłana było niewytłumaczalne z punktu widzenia medycyny. W 1999 roku naukowcy i teologowie uznali je za cud, który stał się podstawą do kanonizacji s. Faustyny.
„Nie mam prawa żyć i pracować”
W lutym 1980 roku pallotyn ks. Feliks Folejewski zachorował na zapalenie żył i tęczówki. Wkrótce dołączyły do tego bóle wieńcowe. W końcu nastąpił pierwszy zawał. Potem nastąpił dorzut, niewydolność krążenia, migotanie komór, obrzęk płuc i śmierć kliniczna. Modlili się za niego przyjaciele. Kiedy przywrócono go do życia, zapytał lekarkę, czy pomogło leczenie czy modlitwa. – I jedno, i drugie – odpowiedziała.
W 1982 roku kapłan miał kolejny zawał. Rok później trafił do Niemiec na operację, gdzie wszczepiono mu cztery by-passy. Jak wyznaje ks. Folejewski, przez cały czas czuł obecność Bożego Miłosierdzia – przy łóżku miał obrazek Jezusa Miłosiernego, a pierwszą książką, którą dostał w Niemczech było… „Prawo do Bożego Miłosierdzia”.
Podczas Mszy Świętej beatyfikacyjnej s. Faustyny ks. Feliks Folejewski powiedział w duszy: „Panie, jak dasz mi siłę i zdrowie, to poświęcę je na głoszenie Bożego Miłosierdzia”. Niedługo potem w Boże Ciało poczuł ból serca. Do szpitala w Aninie poszedł jeszcze o własnych siłach. Tam dowiedział się, że ma tak zniszczone serce, iż konieczny jest jego przeszczep. Nie zgodził się na to.
W „Dzienniczku” s. Faustny przeczytał słowa Jezusa: „Ja jestem z tobą zawsze i wszędzie. Przy sercu moim nie bój się niczego. (…) oko moje śledzi każdy ruch serca twego z wielką uwagą. Biorę cię na tę osobność, abym sam kształtował serce twoje według przyszłych zamiarów swoich. Czego się lękasz”.
Wyszedł ze szpitala i pojechał do Łagiewnik. Tam – przed obrazem Jezusa Miłosiernego – usłyszał słowa: „Twój przeszczep będzie miał na imię: Jezu, ufam Tobie”.
Choć badania wciąż wykazywały, że ks. Feliks Folejewski ma zniszczone serce i niedrożne główne tętnice, ciągle głosił Boże Miłosierdzie. Lekarze nie rozumieli, jak serce w takim stanie mogło jeszcze działać. – W świetle badań i dokumentów nie mam prawa żyć i pracować, a żyję i pracuję za trzech czy za czterech. Mój cud polega na braku cudownego uzdrowienia i na niezwykłej obecności Chrystusa Miłosiernego przez wstawiennictwo s. Faustyny – wyjaśnia apostoł Bożego Miłosierdzia.
Apostołka i sekretarka Miłosierdzia Bożego
Helena Kowalska – św. s. Faustyna urodziła się w 1905 roku w Głogowcu k. Łodzi. Tylko trzy lata pobierała nauki w szkole. Kiedy miała 15 lat, poszła na służbę.
W 1924 roku – podczas zabawy tanecznej – ujrzała umęczonego Jezusa i usłyszała w duszy Jego głos: „Dokąd cię cierpiał będę i dokąd mnie zwodzisz będziesz?”. Dziewczyna natychmiast udała się do łódzkiej katedry. Tam ponownie przemówił do niej Pan: „Jedź natychmiast do Warszawy, tam wstąpisz do klasztoru”. Pojechała. Nie od razu udało się jej zostać zakonnicą. Dopiero kiedy matce przełożonej powiedziała, że Jezus przyjął ją do zgromadzenia, ta odpowiedziała: „Jeśli On Cię przyjął to i ja cię przyjmuję”.
Siostra Faustyna w Zgromadzeniu Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia przeżyła 13 lat. Na życzenie spowiednika swoje bogate życie duchowe opisywała w „Dzienniczku”. Chorowała na gruźlicę, która stopniowo wyniszczała jej organizm. Zmarła w opinii świętości 5 października 1938 roku. W 1993 roku s. Faustyna została beatyfikowana, a w 2000 roku została przez Kościół uznana za świętą.
Zobaczyła Jezusa
W 1931 roku w Płocku s. Faustyna miała wizję Pana Jezusa Miłosiernego. „Wieczorem, kiedy byłam w celi, ujrzałam Pana Jezusa ubranego w szacie białej. Jedna ręka wzniesiona do błogosławieństwa, a druga dotykała szaty na piersiach. Z uchylenia szaty na piersiach wychodziły dwa wielkie promienie, jeden czerwony a drugi blady” – pisała w „Dzienniczku”.
Jezus polecił Faustynie namalować obraz według tego, co widziała i podpisać go „Jezu, ufam Tobie”. Taki obraz – na prośbę ks. Michała Sopoćko, spowiednika s. Faustyny – namalował w Wilnie Eugeniusz Kazimirowski.
Kiedy s. Faustyna zobaczyła go, nie była nim zachwycona. Wtedy Pan Jezus powiedział jej, że wielkość dzieła nie bierze się z „piękności farby ani pędzla”, lecz z łaski, jaką w obietnicy związał z ufną modlitwą przed tym obrazem. „Dusza, która czcić będzie ten obraz, nie zginie” – zapewnił.
Obraz Eugeniusza Kazimirowskiego znajduje się dziś w Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Wilnie. W krakowskich Łagiewnikach jest inny obraz Jezusa Miłosiernego, namalowany przez Adolfa Hyłę.
Koronka, Godzina Miłosierdzia i Święto Miłosierdzia
W 1935 roku Pan Jezus objawił s. Faustynie Koronkę do Bożego Miłosierdzia. Nazwał ją „modlitwą na uśmierzenie swojego gniewu”. „Przez nią uprosisz wszystko, jeżeli to, o co prosisz, będzie zgodne z wolą moją” – zapewnił.
Koronka jest bardzo skuteczną modlitwą. Odwołujemy się w niej do najsilniejszego argumentu: ofiarujemy Bogu Ojcu Jego najmilszego Syna.
Podczas objawień Pan Jezus wskazał także na godzinę 15.00, kiedy umarł na krzyżu. Powiedział, że jest to czas łaski, który w sposób szczególny powinien być poświęcony rozważaniu Jego męki i modlitwie wstawienniczej.
Jezus nakazał również ustanowić w pierwszą niedzielę po Wielkanocy Święto Miłosierdzia.
„Pragnę, aby święto Miłosierdzia, było ucieczką i schronieniem dla wszystkich dusz, a szczególnie dla biednych grzeszników. W dniu tym otwarte są wnętrzności miłosierdzia Mego, wylewam całe morze łask na dusze, które się zbliżą do źródła miłosierdzia Mojego. Która dusza przystąpi do spowiedzi i Komunii świętej, dostąpi zupełnego odpuszczenia win i kar. W dniu tym otwarte są wszystkie upusty Boże, przez które płyną łaski; niech się nie lęka zbliżyć do mnie żadna dusza, chociażby grzechy jej były jako szkarłat.”
W „Dzienniczku” s. Faustyna napisała, że przy kościele w Myśliborzu zamieszkają siostry Jezusa Miłosiernego – nowe zgromadzenie, które chciała założyć. Jego założycielem został bł. Michał Sopoćko, kierownik duchowy św. s. Faustyny.
Małgorzata Pabis, Mieczysław Pabis, Dzięki Bogu. Życie i cuda dwunastu polskich świętych i błogosławionych, Instytut im. ks. Piotra Skargi, Kraków 2012, s. 99-109.