Rząd przystąpił do negocjacji z przedstawicielami związków zawodowych i pracodawców w sprawie reglamentacji umów cywilnoprawnych. W myśl postulatów związkowców, miałyby one zostać oskładkowane tak, jak umowy o pracę. Związki wyliczają, że dzięki temu wpłynie do kasy ZUS-u dodatkowe 5,5-6 mld zł rocznie. Innego zdania są jednak pracodawcy i wielu ekspertów.
GUS przeprowadził ostatnio Badanie Aktywności Ekonomicznej Ludności (BAEL), z którego wynika, że w II kwartale br. liczba osób zniechęconych bezskutecznym poszukiwaniem pracy wyniosła już 478 tys. To o 10 proc. więcej, niż w analogicznym okresie w 2011 r. i o 27 proc. więcej w porównaniu do sytuacji sprzed dwóch lat. Średnio na pracę w Polsce czeka się aż 11,4 miesiąca. W czerwcu tego roku bez zatrudnienia przez ponad 13 miesięcy było aż 629 tys. osób. Jest to liczba o niemal jedną piątą większa w stosunku do II kwartału 2011 r. i o połowę większa, niż dwa lata temu.
Wesprzyj nas już teraz!
Sztywny rynek pracy zmusza pracodawców do nadużywania umów cywilnoprawnych. Państwowa Inspekcja Pracy opublikowała raport dotyczący zawierania umów cywilnoprawnych w zeszłym roku. Na 34 tys. skontrolowanych przez urząd umów, 13 proc. zawarto na warunkach, które obowiązują przy umowach o pracę. Był to wzrost o 15 proc. w porównaniu z 2010 r.
Związkowcy z NSZZ Solidarność postulują, by oskładkować wszystkie umowy cywilnoprawne, zasiłki i świadczenia przedemerytalne oraz kontrakty członków zarządów, podobnie jak umowy o pracę.Przy założeniu, że stawka tych świadczeń naliczana byłaby od 60 proc. średniego wynagrodzenia w gospodarce, dodatkowy roczny przychód ZUS wyniósłby co najmniej 6 mld zł. Z tego 5,5 mld zł wpłynęłoby na składki emerytalne oraz dodatkowe 0,5 mld zł na Fundusz Pracy.
Do związków zawodowych nie dociera, jak widać, argument, że jeszcze większe usztywnienie rynku pracy doprowadzi do pogłębienia bezrobocia, które dotyczy głównie ludzi młodych, absolwentów wyższych uczelni. Henryk Nakonieczny, przedstawiciel NSZZ Solidarność w Komisji Trójstronnej tłumaczy, że stanowisko związków powodowane jest „odpowiedzialnością za stan finansów publicznych oraz za przyszłość młodych ludzi, którzy pracując wyłącznie na umowy cywilnoprawne nie gromadzą żadnego kapitału na przyszłe świadczenia emerytalne. Nie są też w żaden sposób zabezpieczeni przed skutkami bezrobocia czy wypadków w pracy”. Owa troska to klasyczna niedźwiedzia przysługa, jakim wchodzącemu na rynek pracy młodemu pokoleniu wyrządzą Ci, którzy nie mają pojęcia o tym, co naprawdę trzeba zrobić, by łatwiej było znaleźć pracę, a ludzie mogli zacząć oszczędzać. O stopniu oderwania związkowców od rzeczywistości gospodarczej kraju, w którym żyją, miech posłużą dalsze słowa Nakoniecznego: „Polskim pracodawcom potrzebna jest terapia wstrząsowa, by w końcu zaczęli być konkurencyjni także w dziedzinie innowacyjności czy lepszej organizacji pracy. Ułatwianie im wszystkiego i spełnianie wszelkich ich żądań prowadzi do stagnacji w rozwoju i do wyłączenia myślenia. Elastyczność na rynku pracy musi oznaczać również bezpieczeństwo pracowników. Skoro pracodawcy nie chcą go zapewnić zatrudnionym, to musi to zrobić rząd”.
Praktycy alarmują, że z takich działań nie wyniknie nic dobrego. Jeremi Mordasiewicz, doradca Zarządu Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan zauważył, że owe miliardy, które wyliczają związki zawodowe, będą sumą, o którą podrożeje praca w Polsce. Efektem oskładkowania umów cywilnoprawnych będzie zmniejszanie przez pracodawców zapotrzebowania na pracę, wyższe zarobki w szarej strefie bez jakichkolwiek umów, mniejsza konsumpcja, wzrost poziomu ubóstwa i dalsze pogorszenie kondycji gospodarki. Wtóruje mu Jarosław Adamkiewicz, prezes Stowarzyszenia Agencji Zatrudnienia, który uważa, że „ozusowanie” wszystkich umów byłoby „gwoździem do trumny”. Przez koszty ZUS, które Polska ma jedne z najwyższych w Europie, pracodawcy wybieraliby osoby z doświadczeniem, bo nie opłacałoby im się zatrudniać uczniów czy studentów, których trzeba by było przeszkolić.
Tomasz Tokarski
Źródło: www.obserwatorfinansowy.pl