Kilkaset tysięcy osób na ulicach Lizbony i zapowiedź strajku generalnego – to najgorętsze wydarzenie weekendu w Portugalii. Cięcia, które od jakiegoś czasu wprowadza, stojący na czele centroprawicowej koalicji premier Pedro Passosa Coelho, sprawiły, że stał się on dla Portugalczyków wrogiem publicznym numer jeden.
Jak wynika z deklaracji szefa Powszechnej Konfederacji Pracujących Portugalii (CGTP) Armenio Carlosa, na ulicach Lizbony manifestowało nawet 300 tys. obywateli. Byli tam przedstawiciele zorganizowanych związków zawodowych, ale też grupy obywateli niezrzeszone. Armenio Carlos zagroził zorganizowaniem strajku generalnego, jeśli premier Coelho nie spełni żądań protestujących.
Wesprzyj nas już teraz!
Jakie to żądania? Chodzi przede wszystkim o przywrócenie przez rząd 13. i 14. wynagrodzenia, których wypłata została wstrzymana z początkiem tego roku.
Sobotnia manifestacja była już drugim wielkim protestem w Portugalii. Pierwszy odbył się 15 września w aż 40 miastach i zgromadził ponad 800 tys. ludzi. Protestowano wówczas przeciwko planowanemu przez rząd podniesieniu od 2013 roku pracowniczej składki społecznej. Pod naciskiem manifestujących premier Coelho wycofał się z zapowiedzi zwiększania podatków.
Źródło: rp.pl
ged