Odkąd Bruksela wszczęła postępowanie antymonopolowe wobec Gazpromu, siła oddziaływania koncernu stała się jakby mniejsza. Dlatego koncern przestał być w rękach Rosji skutecznym straszakiem na niepokorne państwa. Władze Rosji przekonały się o tym przy okazji sporu ze Słowacją oraz Bułgarią.
Przedmiotem konfliktu ze Słowacją była zgoda słowackiego operatora gazociągów Eurostream na przesył surowca z Europy Zachodniej na Ukrainę, czemu Rosja bardzo się sprzeciwiała. Słowacja zwlekała z podjęciem decyzji przez kilka miesięcy, gdyż Gazprom zagroził, że zmniejszy przesył gazu przez terytorium tego kraju. Koncern może sobie pozwolić na takie działania, gdyż ma alternatywę w postaci gazociągu Nord Stream. W związku z tym przesył przez Słowację może się zmniejszyć co najmniej o 1/3. Dla Rosjan nie ma znaczenia fakt, że zgodnie z obowiązującym do 2028 roku kontraktem, słowackimi rurociągami ma przepływać na zachód 50 mld. m. sześc.
Wesprzyj nas już teraz!
W podjęciu decyzji pomogła Słowakom KE, która przypomniała, że blokowanie możliwości rewersu jest niezgodne z europejską kartą energetyczną. Stanowisko Brukseli w tej sprawie jest twarde, o czym świadczy wszczęcie postępowania antymonopolowego wobec Gazpromu. Taki obrót spraw bardzo ucieszył Ukrainę, która jak wiadomo jest uzależniona od gazu płynącego z Rosji i bardzo zabiega o dywersyfikację źródeł dostaw tego surowca. Warto też przypomnieć, że Ukraina płaci za 1000 metrów sześciennych 430 dol, tymczasem na unijnym rynku cena wynosi 360 – 380 dol. Dzięki rewersowi popłynie tam 10 mld. m. sześc. gazu więcej.
Spór z Bułgarią dotyczy rezygnacji tego kraju z budowy elektrowni jądrowej Bielenije. Projekt był realizowany przez rosyjski Atomstrojeksport (należący do koncernu jądrowego Rosatom), który teraz domaga się odszkodowania od bułgarskiego Narodowego Koncernu Energetycznego w wysokości 1 mld euro. Sprawa trafiła do Międzynarodowej Izby Handlowej w Paryżu. Rosjanie zapowiadają, że w przypadku wygranej w poczet odszkodowania przejmą elektrownię wodną i całą sieć przesyłową, co w praktyce oznacza, że przejmą kontrolę nad bułgarskim systemem energetycznym.
Bułgarski rząd nie przestraszył się gróźb i ostrzegł Rosję, że w takiej sytuacji może poważnie utrudnić budowę Gazociągu Południowego, który ma przebiegać wybrzeżem Morza Czarnego na terytorium tego państwa. Cała sprawa ma szerszy kontekst, jakim jest dążenie przez obecne władze Bułgarii do energetycznego uniezależnienia tego kraju od Rosji. Rezygnacja z budowy elektrowni atomowej była pierwszym krokiem. Kolejnym było ogłoszenie przetargu na poszukiwanie gazu łupkowego, wygranego przez amerykański Chevron. Koncern ocenił, że odkryte złoża tego surowca są wielkości od 300 mld do 1 bln m sześc., co oznacza, że starczyłoby go na minimum 30 lat.
Od razu odezwali się przeciwnicy, którzy podnosili argumenty o szkodliwości dla środowiska stosowanej przy eksploatacji łupków metodzie szczelinowania. Protest tysięcy ludzi skłonił rząd do wprowadzenia zakazu poszukiwań i wydobycia tego surowca. Są jednak poważne przesłanki, że za tą całą akcją stoi Gazprom, który wspomógł protestujących finansowo. W czerwcu tego roku postanowiono mimo wszystko wycofać się z tego zakazu i Chevron mógł powrócić do pracy. Konstantin Siemionow, szef rosyjskiego Komitetu Bezpieczeństwa Energetycznego podejrzewa, że za akcją poszukiwań gazu łupkowego stoją Stany Zjednoczone. – To nie tajemnica, że USA starają się naciskać na Bułgarię. Podczas ostatniej wizyty w Sofii sekretarz stanu Hilary Clinton mówiła o pożytkach z gazu łupkowego. Dlatego obserwujemy zmniejszenie naszego wpływu w tym kraju – pisze na łamach rosyjskiej gazety branżowej Topneftegaz. Dla Bułgarów najważniejsza jest jednak możliwość uniezależnienia się od Rosji. Bułgarski minister energetyki Delyan Dobrev zapewnia, że jeśli technologia nie okaże się szkodliwa dla środowiska, gaz łupkowy będzie eksploatowany.
Iwona Sztąberek
Źródło: www.ekonomia24.pl, www.forsal.pl