Ta sprawa połączyła dwa na co dzień skłócone środowiska: związki zawodowe i pracodawców. Chodzi o środki zgromadzone w Funduszu Pracy, nad którymi póki co sprawuje pieczę minister finansów i co skrzętnie wykorzystuje do poprawiania sobie finansowych statystyk. Zarówno część pracodawców jak i przedstawiciele związków zawodowych mają dość wykorzystywania pieniędzy niezgodnie z ich przeznaczeniem, dlatego chcą przejąć nad nimi kontrolę.
Pieniądze zgromadzone w Funduszu Pracy pochodzą ze składek płaconych przez przedsiębiorców od każdego pracownika. Środki w założeniu mają służyć tzw. walce z bezrobociem czyli np. przeznaczane są na wypłaty zasiłków dla bezrobotnych, szkolenia, staże, roboty publiczne czy prace interwencyjne oraz w formie dotacji na rozpoczęcie własnej działalności gospodarczej. Tymczasem minister finansów regularnie wykorzystuje je do łatania dziury budżetowej. Od 2010 roku zmniejszono o ponad połowę wydatki na aktywizacje zawodową, reszta środków jest „zamrożona”.
Wesprzyj nas już teraz!
Według związków zawodowych i pracodawców jest to tym bardziej bulwersujące, że właśnie teraz, gdy w związku z kryzysem nasila się zjawisko bezrobocia, są one najbardziej potrzebne. – Sytuacja na rynku pracy jest bardzo trudna, tymczasem minister finansów kolejny rok zamraża ogromne pieniądze w funduszu. Co roku na jego konto pracodawcy wpłacają około 10 mld zł. O tyle niższe są także zarobki pracowników. Zamiast wykorzystywać te pieniądze zgodnie z ich przeznaczeniem, czyli na walkę z bezrobociem, minister finansów łata nimi dziurę budżetową. – mówi Bogdan Grzybowski z OPZZ.
Dlatego też z inicjatywy specjalnego zespołu Komisji Trójstronnej ds. polityki gospodarczej i rynku pracy, w skład którego wchodzą przedstawiciele obu środowisk, powstał projekt zmiany przepisów ustawy o promocji zatrudnienia. Kontrolę na środkami z funduszu miałaby sprawować rada Funduszu Pracy i to ona rekomendowałaby w jaki sposób byłyby pieniądze wydawane. Zdaniem projektodawców obecne przepisy, dotyczące wydatkowania środków, są źle skonstruowane i powodują blokowanie ich wypłaty zwłaszcza wtedy, gdy są one najbardziej potrzebne. Przyczyną jest to, że to minister finansów decyduje o zwiększeniu lub zmniejszeniu środków na walkę z bezrobociem, a jak wiadomo w czasie kryzysu jest zwykle niechętny zwiększaniu wydatków, gdyż w ten sposób powiększa deficyt budżetowy.
Innym zarzutem pod adresem obowiązujących przepisów jest to, że są oderwane od rzeczywistych potrzeb rynku. To ma się zmienić, decyzje mają być podejmowane w oparciu o badania rynku pracy. Kolejny problem to wydawanie pieniędzy na cele, nie związane z walką z bezrobociem, takie jak np. szkolenia dla lekarzy rezydentów i pielęgniarek.
Skład rady byłby ośmioosobowy, cztery miejsca należałyby do organizacji zrzeszających pracodawców : Pracodawcy RP, PKPP Lewiatan, BCC i Związek Rzemiosła Polskiego, trzy miejsca dla OPZZ, NSZZ „Solidarność” i Forum Związków Zawodowych oraz jedno dla przedstawiciela Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej, który miałby jej przewodniczyć.
Jak widać wiara w walkę z bezrobociem przy pomocy państwa jest nie zachwiana i nie zmieniają tego nawet sygnały o nieskuteczności podejmowanych działań. Dziwi zwłaszcza zaangażowanie w ten projekt pracodawców, wszak to przecież oni ponoszą koszty tej tzw. walki z bezrobociem. Wydawałoby się, że w ich interesie leży raczej walka o likwidację Funduszu Pracy, a nie sankcjonowanie jego istnienia.
Iwona Sztąberek
Źródło: www.rp.pl