Rekonstrukcja powstania warszawskiego, bitwy pod Grunwaldem, obrony Lwowa, organizowana w krakowskim forcie z XIX wieku… Imprezy tego typu skutecznie uczą historii i inspirują uczestników do poszukiwań własnych korzeni. Lato to prawdziwy „bitewny sezon”.
Napięcie oczekiwania. Serce bije coraz mocniej. W głowie kołacze się myśl: to już. Mięśnie oczekują wysiłku. I oczekiwany sygnał: „Do ataku!”
Wesprzyj nas już teraz!
Na ten moment członkowie grup rekonstrukcyjnych przygotowują się przez cały rok. Zdobywają potrzebną wiedzę historyczną i starają się kompletować umundurowanie oraz sprzęt z epoki z aptekarską wręcz dokładnością. Bo – jak mawia pan Henryk, zbrojmistrz krakowskiego 2. Regimentu Artylerii Fortecznej liczy się każdy szczegół: zarówno to, jak wyglądał dany element, jak też w jaki sposób go noszono. Rekonstrukcja musi być wierna. Chociaż do końca nigdy to nie jest możliwe, a dla początkujących stanowi nie lada wyzwanie.
Do ataku!
Ruszamy. Zza wzniesionej naprzeciw nas barykady strzelają z karabinów. Tuż obok pada granat.
Huk i błysk. Prochowy dym drapie w gardle. Marek z krzykiem pada na ziemię, ranny w udo. Sanitariuszka Magda przypada do niego z torbą pełną opatrunków. Grzegorz walczy z zacięciem karabinu, dowódca Przemek pomaga mu bagnetem wyciągnąć łuskę, która utkwiła w zamku broni. Obok przejeżdża samochód pancerny przeciwnika, strzelając długimi seriami z karabinu maszynowego w obrotowej wieżyczce. Piotr wyrywa zza pasa granat i celnym rzutem podpala pojazd, ratując oddział przed nieuchronną masakrą… Scenariusz filmu akcji? Nie, to tylko jeden z wielu epizodów podczas plenerowego widowiska, przybliżającego realia Wielkiej Wojny sprzed niemal stu lat.
– Tak w przeszłości było naprawdę – myślę. – Tylko zamiast nabojami hukowymi strzelano ostrą amunicją. A zamiast radości zabawy wydarzeniom towarzyszyła przerażająca świadomość, że w każdej chwili można stracić życie.
Powstanie warszawskie, odegrane w ubiegłym roku (i ponownie w roku bieżącym) na wrocławskim rynku czy epizod z obrony Lwowa w 1918 roku, odtwarzany w jednym z krakowskich fortów. Schemat jest podobny: kilkaset metrów kwadratowych przestrzeni w mieście, kilkudziesięciu uczestników, broń strzelecka, atrapy granatów ręcznych, armaty lub pojazdy opancerzone. To robi wrażenie.
Innym rodzajem rekonstrukcji są te, odgrywane w warunkach polowych – jak bijąca od lat rekordy frekwencji bitwa pod Grunwaldem lub rekonstrukcja bitwy I wojny światowej w Mladejovie na Morawach. W tej ostatniej bierze udział około pięciuset „aktorów”, samoloty – repliki francuskich myśliwców typu „Morane” i „Nieuport” z 1915 roku, krążące i strzelające z broni maszynowej tuż nad głowami walczących. Kolejną sporą atrakcją jest zabytkowy pociąg, uczestniczący w wojennych zmaganiach.
Odkrywanie korzeni
– Chcemy tak przybliżać historię, by dawne wojny nie dzieliły, ale łączyły – wyjaśnia Bartosz Lisiak, z Ostrowskiej Grupy Rekonstrukcji Historycznej, który wchodzi w skład International Military Historical Asociation.
Jedną z najczęstszych motywacji, by angażować się w grupach rekonstrukcyjnych, jest podtrzymanie tradycji rodzinnych.
– Wiele takich tradycji umiera wraz z ludźmi – wyjaśnia komendant Oddziału Tradycyjnego 2 Regimentu Artylerii Fortecznej z Krakowa, Przemysław Jaskółowski, którego dziadek walczył na frontach I wojny światowej. – Na szczęście część z nich udaje się nam odtworzyć. To poszukiwanie wciąga: zaczynasz się interesować przeszłością swojej rodziny. Chcesz mieć coś, co miał twój dziadek… Szukasz realiów danej epoki.
Gdy Andrzej, ułan 2. pułku Legionów Polskich z Wrocławia, zaczął brać udział w rekonstrukcjach, zainteresował się bardziej przeszłością swojej rodziny. W archiwach wojskowych i za pośrednictwem znajomych ze wschodu, poznanych na imprezach rekonstrukcyjnych, dotarł do nowych informacji o swoim dziadku i pradziadku – którzy odegrali znamienitą rolę w wojnie polsko-bolszewickiej i w I wojnie światowej, a 17 września 1939 r. zostali aresztowali przez Rosjan i zaginęli bez śladu w sowieckich katowniach.
– Nigdy nie wiedziałem o nich tyle, co teraz – mówi. – A ta wiedza zobowiązuje mnie do przekazania jej kolejnym pokoleniom.
Podobnie, tradycję rodzinną podtrzymuje Vlastimil Dostolik, jeden z uczestników zeszłorocznej bitwy w Mladejowie. Ubrany w uniform kawalerzysty austro-węgierskiego 1. Pułku Ułanów, z dumą wskazuje na odznaczenia.
– To są medale mojego dziadka, który podczas I wojny światowej walczył na froncie ruskim i włoskim. Był ranny trzy razy. Teraz ja, w warunkach pokojowych kontynuuję tę tradycję – 60-latek z błyskiem w oku wspomina współcześnie odtwarzane bitwy. I to, co po nich, czyli uroczyste pochody i spotkania z przyjaciółmi i tymi, którzy przed chwilą w bitewnym zgiełku byli przeciwnikami.
By zrozumieć współczesność
– Ważną rolą grup i imprez rekonstrukcyjnych jest uczenie historii – podkreśla Piotr Galik, historyk, z zamiłowania uczestnik ruchu odtwórstwa historycznego, współzałożyciel wrocławskiego oddziału żywej historii 2 Pułku Ułanów Legionowych – Zwłaszcza teraz, gdy w szkołach liczba godzin historii została drastycznie ograniczona.
– Po to, by mieć jak najszerszy obraz czasów, trzeba sięgnąć do różnych źródeł – dodaje Przemyslaw Jaskółowski. – Wiedzy szukamy w różnych archiwach i podczas spotkań z osobami, które w jakiś sposób miały styczność z epoką. Tak działają osoby bardziej zaangażowane. Ale nawet ci, którzy nad zdobywanie wiedzy, przedkładają tylko bieganie za karabinem i tak trochę się jej nauczą – bo historia w naszym środowisku jest podkreślana na każdym kroku.
Pogłębianiu historii i nawiązywaniu relacji sprzyjają długie wieczorne rozmowy przed i po „bitwie”. Ten czas to także okazja do snucia opowieści o tym, jak samemu brało się dział w bitwie. W zależności od osoby to sposób na zdrowe dowartościowanie się lub – co czasem się zdarza – ucieczkę od realiów współczesnego życia, tak dalekich od romantycznych ideałów naszych przodków.
Odgrywanie
– Co czuli, gdy szli na front? Jakie myśli im towarzyszyły, gdy przyjaciel padał obok na polu bitwy? Czy potrafili z nadzieją myśleć o powrocie do domu?
W bitewnym zgiełku te myśli nabierają szczególnego znaczenia. Bo przywołane w warunkach, w których łatwiej doświadczyć realizmu tamtych czasów.
– W tych widowiskach ważnym elementem (ważniejszym niż rekonstruowanie historycznych wydarzeń) jest oparte na historycznej wiedzy odgrywanie, czyli wczuwanie się w wybraną rolę – wyjaśnia Piotr Galik. – To ważne dla szerszego niż militarny aspektu historii żywej. Służy pokazaniu – w rozsądnym przybliżeniu – życia mniej czy bardziej codziennego w dawnych wiekach i pozwala czerpać samemu przyjemność z aktywności, zbliżonej w wielu wypadkach do aktorstwa nieprofesjonalnego.
Warto przy tym wspomnieć, ze wiele grup rekonstrukcyjnych bierze udział w kostiumowych filmach profesjonalnych, jak np. przebojowych serialach telewizyjnych: „Wojna i Miłość” , „Czas honoru”.
„Postęp”
Odtwarzanie historycznych bitew ma w Polce nie tylko oddanych miłośników. Wpływowe środowisko medialno-polityczne, związane z nurtem „postępu i nowoczesności” potępia te inicjatywy, wyszydza i piętnuje ich amatorów, żąda ograniczenia lub zakazu takich imprez. Mimo to (a może nawet dzięki temu!) popularność widowisk historycznych nie maleje. Cóż, jak to niekiedy mawiają rekonstruktorzy: „psy szczekają, karawana jedzie dalej”…
Dorota Niedźwiecka i Piotr Galik