W ciągu trzech miesięcy islamscy ekstremiści na Kaukazie Północnym zabili 169 osób. Dagestan, Czeczenia, czy Inguszetia to wciąż punkty zapalne, w których do wybuchu regularnej wojny brakuje niewiele. Wszystko to dzieje się przy kompletnym chaosie w strukturach władzy tych krajów.
Najgoręcej jest w Dagestanie, gdzie od kwietnia do czerwca śmierć poniosły 102 osoby. Relacje z tej republiki potwierdzają, że kraj ten jest już na granicy wojny. Nie ma dnia bez informacji o nieznanych sprawcach, którzy otworzyli ogień do stróżów prawa. Dla zamachowców nie ma znaczenia, czy są to pojedynczy policjanci, czy całe oddziały. Nie są bezpieczni także cywile. Giną równie często jak przedstawiciele organów porządkowych.
Wesprzyj nas już teraz!
W Czeczenii jest niewiele spokojniej. 6 sierpnia doszło do wybuchu w Groznym. Według prezydenta republiki Ramzana Kadyrowa zamachu dokonało dwóch terrorystów-samobójców. Kadyrow twierdzi, że zamachy organizował znany dowódca bojowników Husejn Hakajew i jego brat Muslim.
Kadyrow oskarża prezydenta Inguszetii Junus-Beka Jewkurowa o o prowadzenie „nieefektywnej walki z terrorystami”. Z okazji Ramadanu inguski prezydent wybaczył Kadyrowowi jego krytykę. Co spotkało się z bardziej nerwową reakcją… Kadyrowa. Konflikt między Kadyrowem i Jewkurowem potęguje spór terytorialny po rozpadzie czeczeno-inguskiej republiki autonomicznej w ZSRR.
Zdaniem ekspertów walka z islamskimi bojownikami, bo to oni atakują rosyjską policję i miejscowe władze, wymaga ścisłej współpracy. Tymczasem między przywódcami kaukaskich republik nie ma porozumienia. Dla watażków rządzących Kaukazem Północnym ostatecznym arbitrem pozostaje Moskwa. Zatem i w walce z terroryzmem konkurują między sobą, zamiast współpracować, by lepiej wypaść w oczach Putina. Wiedzą, że tylko wola „cara” Władimira utrzymuje ich przy władzy.
Źródło: „Rzeczpospolita”
luk