To co wywołuje ból głowy wśród większości przywódców państw, dla prezydenta Białorusi jest całkiem sprzyjającą okolicznością. Choć problemy gospodarcze na pewno go trapią, zawsze jednak może w tej kwestii liczyć na swojego najlepszego sojusznika czyli Rosję. Ta niesłabnąca przyjaźń daje także inną korzyść – Rosja w zamian za coraz większe wpływy na Białorusi zabezpiecza reżim Łukaszenki przed upadkiem. Co więcej, trwający kryzys i pogłębiająca się bieda odbierają zwykłym obywatelom zainteresowanie polityką. Ich przede wszystkim martwi walka o przetrwanie…
W walce z kryzysem Białoruś zanotowała nawet pewne sukcesy. Opanowana została inflacja a także zahamowany został spadek wartości rubla. Prawdopodobnie jednak tak by się nie stało, gdyby nie wsparcie Rosji, bynajmniej nie bezinteresowne. Pod koniec ubiegłego roku oba kraje podpisały umowy odnośnie dostaw ropy i gazu na Białoruś. W przypadku pierwszego surowca Białoruś została zwolniona z cła, w przypadku drugiego cena jest dużo niższa niż ta „zaoferowana” Europie Zachodniej (166,5 dolarów za 1000 m sześc. dla Białorusi – 350-450 USD dla krajów zachodnich). Gazprom wykupił także 50% akcji Biełtransgazu, firmy obsługującej sieci przesyłowe gazu w kraju za 2,5 mld. dolarów. Dzięki tym pieniądzom reżim Łukaszenki uzupełnił rezerwy walutowe, a Rosja stała się całkowitym posiadaczem spółki, której pozostałe 50% udziałów skupowała w ratach od 2007do 2010 roku.
Wesprzyj nas już teraz!
Poprawiła się także sytuacja w eksporcie. Do jego ożywienia przyczyniła się dewaluacja rubla. Dzięki temu zwiększyła się sprzedaż do innych państw takich towarów jak produkty naftowe, nawozy sztuczne czy artykuły spożywcze.
Ceną jaką płaci Białoruś za rosyjskie zaangażowanie jest jednak postępujące uzależnienie polityczne i gospodarcze kraju od Rosji. Następuje także zubożenie społeczeństwa. Wynika to m.in. z drastycznych podwyżek cen w ubiegłym roku. Średnia pensja w kraju wynosi 1,5 miliona rubli. Niestety niewiele można za to kupić. Za chleb trzeba zapłacić 10 tys. rubli, za masło od 8 do12 tys., paczka rzodkiewek kosztuje nawet 40 tys. rubli. Podrożał również alkohol – na butelkę 0,7 l. trzeba wydać – 45-65 tys. Oznacza to, że niezbyt wyszukane zakupy kosztują ok. 100 tys. rubli. Do tego trzeba dodać wydatki na inne towary takie jak chemia gospodarcza, kosmetyki czy ubrania. Niewielu Białorusinów stać np. na obiad w restauracji czy nawet w barze – kosztuje bowiem średnio 100 tys. rubli. Tego typu podmioty zarabiają raczej na rodzinnych imprezach a więc mniej więcej raz w tygodniu.
Dzięki temu prezydent Łukaszenka paradoksalnie nie musi się obawiać buntów społecznych. Ludzi bardziej interesuje jak przeżyć kolejny miesiąc za niemalże bezwartościową pensję. Minęły czasy, kiedy władza mogą liczyć na poparcie obywateli w zamian za terminowo wypłacane pensje i emerytury oraz względną stabilizację. Dziś władze uciekają się raczej do metod policyjnych. Jedno jest pewne, sam Łukaszenka kryzysu nie odczuł zarówno w sensie ekonomicznym jak i politycznym.
Iwona Sztąberek
Źródło: www.rp.pl