Banki Centralne coraz bardziej gorączkowo poszukują dolarów amerykańskich, w celu odbudowy rezerw walutowych. Niestety na rynku jest tej waluty coraz mniej. Według banku Morgan Stanley jest to okres największego popytu na dolara od 2004 roku. Nie zmienia tego nawet fakt, że Fed planuje kolejny dodruk pieniądza.
Deficyt zielonej waluty doprowadził już do tego, że prywatni inwestorzy zostali niemalże wyeliminowani z rynku. A jeszcze w połowie ubiegłego roku sytuacja była zupełnie odmienna. Wówczas bowiem dolar amerykański zanotował najniższy w historii poziom udziału w rezerwach walutowych na całym świecie. Wynosił on 60,5%. Jednak ostatnie dane Międzynarodowego Funduszu Monetarnego pokazują, że już pod koniec roku nastąpił wzrost do 62,1%.
Wesprzyj nas już teraz!
Według Morgan Stanley ogromny popyt sprawił, że na rynku zabrakło 2 bln dolarów. Prognozuje też, że jeszcze w tym roku dolar zyska 8,2% i będzie to wynik najwyższy od siedmiu lat.
Deficyt dolara to pokłosie szalejącego w Europie kryzysu finansowego. Dzieje się tak, pomimo że od 2008 roku przy okazji różnego rodzaju pakietów stymulacyjnych Fed dodrukował 2 bln dolarów.
Ian Stannard, dyrektor walutowy banku uważa, że panuje powszechne przekonanie, że dolary są przetrzymywane przez zwykłych ludzi. Prawda jest jednak taka, że ogromną większość mają w swoim posiadaniu banki centralne, które niechętnie się ich pozbywają. Jedynym wyjściem jest poszukiwanie tej waluty u prywatnych inwestorów, co jednak nie jest w stanie zaspokoić zapotrzebowania na rynku.
Jak widać zaufanie do dolara nie słabnie, nawet pomimo tego, że pieniądz jest ciągle dodrukowywany. Przywódcy europejscy zapewne z zazdrością spoglądają na amerykańską walutę, która póki co nadal jest uważana na świecie za bardziej atrakcyjną niż euro. Całe szczęście większość banków centralnych stawia również na złoto, na które ostatnio także wzrósł popyt. Niestety o powrocie do standardu złota można raczej pomarzyć…
Iwona Sztąberek
źródło: www.forsal.pl