Urzędnicy wielokrotnie udowodnili, że prawo własności jest dla nich pojęciem względnym. Kolejnym przykładem na to jest toczące się postępowanie w sprawie zakupu jeziora przez gdańskiego przedsiębiorcę. Okazuje się, że transakcja odbyła się ze złamaniem obowiązującego od 1962 roku prawa wodnego. Problem ma jednak szerszy zasięg, gdyż takich osób jest znacznie więcej. Według ekspertów nawet kilkuset właścicieli straci jeziora, za które wszak uczciwie zapłacili. Co więcej, najprawdopodobniej za poniesione straty nie dostaną odszkodowania.
Sąd Okręgowy w Gdańsku rozpatruje właśnie sprawę zakupu przez Stanisława Kołatę działki łącznie z jeziorem Stacinko na Kaszubach. Do transakcji doszło w 2000 roku, sprzedającym był właściciel prywatny. Ten ostatni kupił ją z kolei od gminy Sulęczyno w 1989 roku i wówczas jezioro zostało zakwalifikowane jako stojące. Przedsiębiorca planował wybudowanie na terenie działki ośrodka wypoczynkowego. Sprawa trafiła do sądu po skargach letników, skonfliktowanych z właścicielem, i wtedy Kołata usłyszał, że jezioro nie należy do niego tylko do Skarbu Państwa, gdyż ma charakter … przepływowy. A w świetle obowiązujących przepisów każde jezioro przepływowe (czyli takie, do którego woda wpływa bądź też z niego wypływa) jest własnością państwa. Tak stanowi obowiązujące od 1962 roku prawo wodne, którego potwierdzeniem były kolejne nowelizacje.
Wesprzyj nas już teraz!
Świadomość tego, że posiadane przez właścicieli jeziora nie są w rzeczywistości ich własnością zaczęła docierać do takich osób dopiero od niedawna. Co więcej, niektórzy posiadają takie zbiorniki od pokoleń. Dlaczego dopiero teraz Skarb Państwa upomina się o „swoje”? Najprawdopodobniej ma to związek z wejściem w życie w 2007 roku ustawy o ujawnieniu w księgach wieczystych prawa własności nieruchomości Skarbu Państwa oraz jednostek samorządu terytorialnego i związanych z tym porządków w księgach wieczystych.
Problem w tym, że prawowitym właścicielom nie przysługują z tego tytułu żadne odszkodowania i nie mogą się nawet odwołać. Poza tym przepisy określające „przepływowość” jeziora nie są precyzyjne i za takowe może zostać uznane nawet to jezioro, z którego w czasie deszczy czy roztopów wypływa choćby cienka stróżka wody.
Według prawnika Romana Nowosielskiego obowiązujące przepisy łamią konstytucję. Odbieranie jezior właścicielom i to jeszcze bez odszkodowania jest zwykłą grabieżą. Co więcej ich odebranie nie ma kompletnie żadnego znaczenia dla gospodarki. Niestety, mimo oczywistych przesłanek przemawiających za bezprawnością takich działań, sądy orzekają na niekorzyść prywatnych właścicieli. Obecne prawo wodne, zdaniem Nowosielskiego, powinno zostać zaskarżone do Trybunału Konstytucyjnego. Sami pokrzywdzeni chcą wnieść sprawę do Trybunały w Strasburgu.
Iwona Sztąberek
Źródło: www.stefczyk.info.pl