Wiele osób rezygnuje z posiadania rodziny, ewentualnie decyduje się na jedno czy dwoje dzieci. Albo nie chcą „siedzieć w pieluchach”, gdy można pojechać na wycieczkę do Egiptu, albo przekonują siebie i innych o „ciężkich czasach”. Tymczasem rezygnując dobrowolnie z posiadania wielu dzieci pozbawiają się ogromnego skarbu.
Ośmielę się stwierdzić, że dzieje się tak nie do końca ze ich winy. Często jest bowiem tak, że nie widzieli w swoim otoczeniu większej rodziny i nie wiedzą jak to jest zrobić dla wszystkich obiad i być przy tym przez każdego pochwalonym, jak to jest śpiewać wspólnie na kilka głosów w samochodzie i jak to jest oczekiwać narodzin kolejnej osoby „do kochania”. Nie znają domu w którym zawsze ktoś ma coś śmiesznego do powiedzenia, a jak dwie osoby się kłócą, to jest wiele innych, które ich będą chciały godzić. W dużej rodzinie każdy dba o dobrą atmosferę w domu. Dlatego jest łatwiej.
Wesprzyj nas już teraz!
Rozumiem, że ciężko jest pragnąć czegoś, czego się nie zna. Jednakże zdaje się, że w dzisiejszych czasach wszyscy z tej czy innej przyczyny potrzebują umocnienia, bo na wszystkich wpływa to powszechne deprecjonowanie rodziny. Dlatego też polecam lekturę listów bł. Zelii Martin, matki Teresy Martin, bardziej znanej jako św. Tereska od Dzieciątka Jezus. Oto ich fragment: – Żyliśmy w harmonii i zawsze był [mąż, bł. Louise Martin] dla mnie pociechą i podporą. Ale kiedy pojawiły się dzieci, nasze poglądy nieco się zmieniły; żyliśmy już tylko dla nich, to było nasze szczęście, znajdowaliśmy je tylko w nich. Nic nas już nie kosztowało; świat przestał być ciężarem. Dla mnie było to dużym pocieszeniem i chciałam ich mieć dużo, by wychowywać je dla Nieba.
Nie dajmy sobie narzucić narracji tego świata względem życia i rodzicielstwa. Powtarzajmy raczej za bł. Zelią: – Kocham dzieci do szaleństwa. Urodziłam się po to, by je mieć.
Aleksandra Michalczyk