Przy okazji największego nieledwie – wedle propagandy rządowej – wydarzenia w dziejach Polski, jakim są rozpoczynające się w piątek mistrzostwa Europy, do mediów nie przebiła się, za małymi wyjątkami, pewna ciekawa informacja. Otóż, jak informuje „Nasz Dziennik”, sytuacja własnościowa blisko 10 hektarów gruntu pod Stadionem Narodowym w Warszawie nie została dotąd uregulowana. Odebrano je prawowitym właścicielom jeszcze na mocy niesławnego dekretu Bieruta, jednak rząd PO-PSL, mimo posiadanej świadomości istnienia tego problemy, nie był w stanie dojść ze spadkobiercami do porozumienia.
Zdaniem posła PiS Jerzego Polaczka, nieuregulowana sytuacja prawna gruntów pod Stadionem Narodowym w Warszawie może zakończyć się wielkim skandalem, bo kwestie własnościowe, w myśl obowiązującego prawa, powinny zostać załatwione przed przystąpieniem do inwestycji. Uważa on, iż właścicielom należy się w tej sytuacji dodatkowe odszkodowanie za przewlekłość.
Wesprzyj nas już teraz!
Część gruntów, na których zbudowano „naszą dumę”, czyli stadion, objętych jest roszczeniami spadkobierców właścicieli gruntów: Arpada Chowańczaka oraz Aurelii Antoniny Czarnowskiej. Nabyli oni nieruchomość jeszcze w 1920 roku, co zostało potwierdzone wyrokiem sądu i wpisem w księdze wieczystej. Właściciele zostali jednak pozbawieniu prawa własności w 1954 roku na mocy wydanego 26 października 1945 roku przez Bolesława Bieruta dekretu o własności i użytkowaniu gruntów na obszarze m.st. Warszawy. Także wówczas, chodziło o budowę stadionu – poprzednika dzisiejszego Narodowego, czyli Dziesięciolecia. Mimo, iż było należne, odszkodowanie za przejęcie terenu nie zostało wówczas wypłacone. I tak jest do dziś. A grunt pod areną, na której w piątek zainaugurowane będą mistrzostwa, należał do rodziny zasłużonej dla Warszawy, której członkowie brali udział w walkach w Powstaniu Warszawskim, prowadzili tajne komplety, ukrywali osoby pochodzenia żydowskiego, a przed II wojną światową, jako przedsiębiorcy, byli znani z rzetelności i uczciwości.
Starania o odzyskanie gruntów lub odszkodowanie trwały bezowocnie kilkadziesiąt lat, przed wieloma instancjami. Tymczasem ministerstwo infrastruktury do dziś stoi na nieubłaganym stanowisku ważności decyzji z 1954 roku… I to pomimo faktu, że podważył ją Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie.
W wystąpieniu do premiera poseł Jerzy Polaczek poprosił o wyjaśnienie, dlaczego rząd, mając na uwadze fakt, że tzw. specustawa o Euro 2012 przyjęta została przez Sejm już po zgłoszeniu roszczeń przez spadkobierców właścicieli, nie uregulował do tej pory kwestii prawnych związanych z własnością terenu, a „koniecznych dla zgodnego z prawem prowadzenia inwestycji budowy Stadionu Narodowego w Warszawie za kwotę około 2 mld złotych”. Parlamentarzysta pyta też, czy przed przystąpieniem do inwestycji przygotowano analizę prawną stanu własności terenów pod Stadionem Narodowym i dlaczego przedstawiciele rządu nie skorzystali z możliwości zawarcia ugody ze spadkobiercami właścicieli w sposób zgodny z przepisami prawa (przyznając prawo własności, oferując teren zamienny bądź wypłacając odszkodowanie).
Ciekawe, czy w ogóle uzyska odpowiedź. A swoją drogą, czy to ładnie poruszać takie kwestie w czasie ogłoszonego wszak przez wszystkie partie „rozejmu” na czas przymusowej nirwany, jaka ogarnie nas z okazji UEFA Euro 2012?
Źródło: Nasz Dziennik
Piotr Toboła