Coraz więcej państw w Europie, którym jeszcze do niedawna nie groził kryzys, zaczyna mieć problemy. Niepokojące sygnały nadchodzą z Holandii, gdzie coraz więcej osób ustawia się w kolejkach do punktów wydawania darmowych produktów żywnościowych.
W Holandii jest w sumie 135 punktów, gdzie można otrzymać darmową żywność – ryż, soki, ziemniaki i chleb. Warunkiem otrzymania pomocy jest zarobek mniejszy, niż 180 euro miesięcznie. Aż o 20% zwiększyła się w pierwszym kwartale tego roku liczba ubiegających się o taką pomoc.
Wesprzyj nas już teraz!
Otwarta dyskusja o możliwości wystąpienia Grecji ze strefy euro oraz ostatnie wybory w tym kraju pozostawiają nieco w cieniu dane, według których wiele miast na kontynencie europejskim doświadcza obecnie największego od końca II wojny światowej spadku aktywności gospodarczej. Statystyki opracowane przez Eurostat pokazują, że bezrobocie w strefie euro jest najwyższe od 15 lat, a statystycznie ujęta gospodarka europejska kurczy się już po raz drugi na przestrzeni 3 lat.
Pomimo tego, że Holandia wciąż cieszy się najwyższym (AAA) przyznawanym przez agencje ratingiem, sytuacja Holendrów zaczyna ześlizgiwać się po równi pochyłej. Liczba gospodarstw domowych, które korzystają z pomocy żywnościowej, wzrosła do ponad 1300 w pierwszych trzech miesiącach roku. Przewiduje się, że liczba ta może ulec przynajmniej podwojeniu do końca roku. Przedstawiciel jednego z takich banków żywności uważa, że „kolejki będą coraz większe, bo coraz więcej ludzi traci pracę i ma problemy ze płaceniem czynszów czy kredytów hipotecznych”.
Niemal niepostrzeżenie przez media przemknęła informacja, że w zeszłym miesiącu holenderski rząd podał się do dymisji po tym, jak koalicja rządząca nie porozumiała się w sprawie cięć budżetowych, wynoszących 14 miliardów euro.
Większe zainteresowanie pomocą żywnościową odnotowano również w Lyonie, Dublinie czy Walencji. Podobna sytuacja będzie dotyczyć również mieszkańców Wielkiej Brytanii, która zaczyna zmagać się z recesją, mimo przeprowadzenia poważnych cięć budżetowych.
Przykładem efektu nadymania bańki na rynku nieruchomości jest hiszpańska Walencja. Należące do tego miasta obligacje zostały ocenione przez agencję S&P jako śmieciowe. Walencja ma 4,2 miliarda euro długu wobec tysięcy dostawców. Co ciekawe, jeszcze nie tak dawno rynek nieruchomości w tym mieście świetnie prosperował. Obecnie władze miejskie obniżają wysokość zasiłków, kasują inwestycje, zwalniają pracowników sektora publicznego, a także podnoszą podatki, koszty leczenia oraz edukacji.
Tomasz Tokarski
Źródło: www.forsal.pl