Okazuje się, że w Polsce mniej opłaca się być premierem, ministrem czy wojewodą niż np. dyrektorem departamentu w ministerstwie. Płace bowiem tych ostatnich są wyższe, niż ich przełożonych. To budzi niezadowolenie wśród wysokich rangą urzędników państwowych.
Zazdrość to bardzo brzydka cecha, ale jak widać dosięga i wyższych kręgów władzy. A chodzi tu o raptem…500 zł. Tyle bowiem średnio więcej zarabiają pracownicy służby cywilnej. Ale porządek musi być.
Wesprzyj nas już teraz!
Wie o tym nawet szef służby cywilnej (SC), który zamierza zwrócić się do premiera z prośbą, aby podwyższył pensje pracownikom tzw. „R” (czyli premierowi, ministrom, wojewodom i ich zastępcom). Ten fakt nie dziwi biorąc pod uwagę, że Sławomir Brodziński szef SC, sam, po przejściu ze stanowiska dyrektora generalnego GUS na obecne stanowisko, zarabia o 1/5 mniej niż wówczas. Pouczony własnym doświadczeniem postanowił tak tej sprawy nie zostawić.
Według ekspertów to patologia, że ludzie, na których spoczywa większa odpowiedzialność zarabiają mniej od swoich podwładnych. Dajmy na to zarobki ministrów są na 20 a nawet 40 miejscu wśród innych stanowisk urzędniczych.
Sławomir Brodziński nie jest osamotniony w swoim stanowisku. Podobnie uważają dyrektorzy generalni. Wiesława Chojnacka p.o. dyrektora generalnego w Ministerstwie Sprawiedliwości skarży się, że przez zbyt niskie zarobki najlepsi specjaliści wybierają pracę w prywatnych firmach, dlatego ona sama jest zmuszona podnosić płace pracownikom nawet ponad poziom zarobków ministrów. W związku z tym, wynagrodzenia najwyższych urzędników muszą, jej zdaniem, również pójść w górę.
Przyczyną takiej sytuacji jest zamrożenie płac dla „R” i innych pracowników administracji rządowej, które obowiązuje od 2008 roku. Dodatkowo urzędnicy z najwyższych stanowisk w państwie są wynagradzani według ustawy z 31 lipca 1981 roku o wynagradzaniu osób zajmujących kierownicze stanowiska w państwie, a do służby cywilnej stosuje się rozporządzenie Prezesa Rady Ministrów z 9 grudnia 2009 r. w sprawie określenia stanowisk urzędniczych. Ci ostatni, w związku z tym, mają prawo otrzymywać wynagrodzenie wyższe od innych osób zajmujących kierownicze stanowiska.
Według Ewy Polkowskiej, szefa kancelarii Senatu, to wszystko sprawia, że konieczne jest podwyższenie płac najwyższych rangą urzędników. Ze względu jednak na trwający kryzys finansowy premier Donald Tusk raczej takiej decyzji nie podejmie, gdyż wzbudziłoby to społeczne niezadowolenie.
Według prof. Krzysztofa Rączki dziekana Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego, z tej sytuacji jest jedno wyjście. Pozwanie Skarbu Państwa przez osobę piastującą wysokie stanowisko pod zarzutem dyskryminacji płacowej. W praktyce jednak oznaczałoby to koniec urzędniczej kariery takiej osoby.
Wiadomo już jednak, że nic się (na szczęście) w tej sprawie nie zmieni. „DGP” dowiedział się, że w projekcie budżetu na rok 2013, nie planuje się zwiększenia płac „R” ani wysokich urzędników. I tak prawdopodobnie będzie do 2015 roku.
I.Sz.
Źródło:www.gazetaprawna.pl