Komisja Europejska przy dezaprobacie wielu państw przyjęła projekt budżetu na 2013 rok. Niezadowolenie wynika przede wszystkim z zaplanowanego zwiększenia o prawie 9 mld euro przyszłorocznych wydatków, co wiąże się z koniecznością zwiększenia składek do unijnej kasy.
Najbardziej niezadowoleni z takiego obrotu sprawy są oczywiście płatnicy netto, czyli ci, którzy więcej wpłacają, niż dostają w postaci dopłat. Czym KE tłumaczy wzrost wydatków? Według Janusza Lewandowskiego, komisarza ds. budżetu, kończą się wieloletnie inwestycje rozpoczęte w 2007 roku, czyli na początku obecnej, a dobiegającej już końca, perspektywy budżetowej. Czas więc zapłacić rachunki za, jak się wyraził Lewandowski, „zbudowane dla dobra wszystkich” mosty, koleje czy autostrady.
Wesprzyj nas już teraz!
Jak się okazuje Unia ma też do zapłacenia zaległe faktury, które spłynęły z końcem 2011 roku, czyli po zatwierdzeniu budżetu na rok 2012. Kwota do zapłaty wynosi 11 mld. euro, co znacznie przerosło szacunki eurobiurokratów. Jest to według komisarza „efekt kuli śniegowej”, gdyż co roku z powodu braku środków nie wszystkie rachunki mogą zostać zapłacone i zaczynają się kumulować. A zrobić to w końcu trzeba, nawet pomimo oszczędności.
Bo oszczędności też są planowane. Według planu budżet wzrośnie tylko o inflację czyli ok. 2%. Zamrożono wydatki na administrację, co było możliwe dzięki zmniejszeniu liczby etatów o 1%. Docelowo administracja ma się zmniejszyć nawet o 5%.
Tam natomiast, gdzie wydatki mają się zwiększyć, ma to służyć zwiększeniu wzrostu gospodarczego i zatrudnienia w Europie, co ma być ukłonem w kierunku państw członkowskich, które tego właśnie oczekują ze strony Brukseli. Wzrosną więc fundusze na badania (łącznie o 9 mld. euro w stosunku do tegorocznych wydatków), na program „konkurencyjność i innowacyjność”
(o 546 mln. euro, czyli o blisko połowę więcej niż w 2012 roku), na fundusze strukturalne i spójności (o 49 mld, czyli 11,7 procent więcej) a także na program „nauka przez całe życie” (o 1,2 mld. czyli o blisko 16%). Janusz Lewandowski zaznacza jednak, że same cięcia nie pomogą, trzeba też mądrych inwestycji.
To jednak nie przekonuje płatników netto do planowanego wzrostu składek. Takie podwyżki są, w ich opinii, niedopuszczalne, zwłaszcza w kontekście koniecznych redukcji krajowych deficytów budżetowych, co i bez tego sprawia państwom olbrzymie problemy. W związku z tym lepiej, aby Unia poszukała oszczędności w tych obszarach, gdzie te środki nie są w całości wykorzystywane.
To na razie projekt budżetu na rok 2013, prawdziwa batalia o jego kształt przed nami. Jeszcze trudniejsza przeprawa zapewne czeka eurobiurokratów przy ustalaniu kolejnej, siedmioletniej perspektywy na lata 2014 – 2020. Płatnicy netto czyli Wielka Brytania, Austria, Holandia i Niemcy domagają się zmniejszenia budżetu w płatnościach o przynajmniej 100 mld. euro w stosunku do propozycji złożonej w czerwcu ubiegłego roku. Cięcia mogą dotknąć przede wszystkim politykę spójności.
To z kolei nie podoba się krajom biedniejszym m.in. Polsce, która wśród krajów Unii otrzymuje z tego tytułu najwięcej. Minister Mikołaj Dowgielewicz uważa, że skoro tu mają być cięcia, to niech będą wszędzie. Stanowiska są tak podzielone, że prawdopodobne do grudnia nie uda się ustalić ostatecznego kształtu budżetu.
A może by tak najlepiej zamknąć ten cały interes pod tytułem Unia Europejska? To by dopiero były oszczędności! A nie tam listek figowy w postaci zmniejszenia administracji unijnej o 1%. Bo prawda jest taka, że to nie państwa są problemem, tylko sama Unia Europejska, której jedynym zajęciem jest utrudnianie życia zwykłym Europejczykom i to jeszcze za ich pieniądze. Ale poczekajmy, bo nastroje w Europie są coraz bardziej napięte i być może ten problem rozwiąże się sam.
Iwona Sztąberek
Źródło: www.gazetaprawna.pl