[…] Pierwszym i naczelnym powodem Wcielenia się Słowa Bożego jest miłosierdzie Boże, które nie jest niczym innym, jak miłością Bożą zniżającą się do stworzeń, aby je wyzwalać z ich braków i niedomagam W ich liczbie stan, w jakim ludzkość się znalazła po upadku Adama i Ewy, zajmuje pierwsze miejsce i słusznie jest uważane za największe niedomaganie, jakie na świat spadło, dotykając przy tym tylko koronę stworzenia, tj. człowieka. Rozpaczliwe położenie tej najszlachetniejszej istoty, stworzonej na obraz i podobieństwo Boże, aby świadomymi aktami rozumu i woli szerzyć chwałę swego Stwórcy, a zdającej sobie co chwila sprawę, że nie czyni dobrego, którego chce, ale że czyni złe, którego nienawidzi (Rz 7, 15), wołało wielkim głosem o miłosierdzie Boże, które nie pozostało na ten głos nieczułe. W odwiecznych swych wyrokach Bóg usłyszał to wołanie ludzkości i przyzwalając na grzech, który miał je w to rozpaczliwe położenie wpędzić, jednocześnie ustanowił plan ratunku, mający ją uczynić jeszcze bogatszą niż była przedtem, a czyniący jednocześnie w doskonały sposób zadość wymaganiom Jego sprawiedliwości.
Nigdzie moc Jego miłosierdzia nie zajaśniała w takiej pełni jak w tym cudownym rozwiązaniu na Golgocie, rozpoczętej w raju tragedii. Od tej ostatniej mógł był Bóg nas uchronić, i w pierwszej chwili zdawać by się mogło, że to byłoby jeszcze większym dowodem miłosierdzia. Nieraz myśli tego rodzaju powstają u ludzi albo nie dość oświeconych w wierze, albo opanowanych przez małoduszność; skarżą się oni na ten rozdźwięk, który w sobie odczuwają i mają jakby żal do Boga, że nas od niego nie uchronił, a gdy im mówić o miłosierdziu Bożym, wzdrygają się i odpowiadają, że stać było miłosierdzie Boże na oszczędzenie nam tych zmagań i w ogóle wszelkiego zła na świecie. Jakże widoczne jest w takim stanowisku egoistyczne i małoduszne uchylanie się od walk i zmagań tego życia, obawa przed wysiłkiem, a na dnie pycha, która znieść nie może widoku naszej nędzy i jedynego jej ratunku w łasce Chrystusa Pana.
W świetle wiary sprawa przedstawia się zupełnie inaczej. Zapewne, że łaski, jakie dziś na ludzkość spływają przez Chrystusa, nie dają jej tej mocy, jaką łaski sprawiedliwości pierworodnej dawały pierwszym naszym rodzicom. Nie znoszą one rozdźwięku, który utrata tego stanu wprowadziła do naszej natury i który w każdym z nas pozostaje nawet wtedy, gdy wina grzechu została odpuszczona. Dzięki niemu cierpienie stało się zaprawą całego życia ludzkiego. A jednak dzisiejszy stan jest niewątpliwie wyższy i doskonalszy od tamtego, a przez to objawiający o wiele potężniej i jaśniej tajemnicę miłosierdzia Bożego.
Wesprzyj nas już teraz!
Porównajmy między sobą te dwa stany i wybierajmy w duszy, co byśmy woleli mieć: z jednej strony stan sprawiedliwości pierworodnej bez tak ciążącego nam rozdźwięku w naszej naturze, a więc i bez cierpienia, bez tak bolesnej dla nas śmierci, ale i bez Chrystusa i Matki Jego Przeczystej, bez Kościoła i w nim świętych obcowania, bez sakramentów z Eucharystią na czele. Z drugiej, dzisiejszy stan łaski, stan niewolny od rozdźwięku, cierpienia i śmierci, ale za to z Chrystusem, który nam zbawienie wyjednał, z Matką Jego jako współpracowniczką Syna w dziele zbawienia, z Kościołem i sakramentami. Co wydaje się nam lepszym, co bardziej świadczy o mądrości, dobroci, wszechmocy i miłosierdziu Bożym, co więcej nam daje, ale i więcej od nas wymaga.
Kościół nie wahał się z odpowiedzią i od dawnych już czasów dał jej wyraz w cudownym hymnie Exultet iam angelica turba coelorum, przy poświęceniu paschału, w chwili kiedy obchodzi w Wielką Sobotę zwycięstwo Chrystusa nad śmiercią przez Zmartwychpowstanie. „O zaiste, śpiewa on ustami diakona, konieczny grzechu Adama, śmiercią Chrystusa zmazany. O szczęśliwa wino, któraś takiego zasłużyła mieć Odkupiciela”. Na taką wielkoduszną odpowiedź każdy chrześcijanin winien się zdobyć, a zarazem czuwać, aby duszy jego nie opanowały małoduszne żale do Opatrzności Bożej za to, że nie usunęła ze świata zła, grzechu, cierpienia i widoku naszej własnej nędzy.
O te dwa ostatnie czynniki najbardziej idzie, one bowiem są największą przeszkodą do uznania wielkości i piękna miłosierdzia Bożego, zawartego w planie odkupienia świata przez Syna Bożego. Ale i w tym pomocy Bożej nigdy nam nie zabraknie. Kto żyje pełnią wiary, nadziei i miłości, temu nietrudno będzie z początku z poddaniem, a potem z coraz bardziej rosnącą radością przyjmować ten plan Boży, aż wreszcie rozmiłuje się w nim do tego stopnia, iż nic droższego na świecie mieć nie będzie. Wtedy coraz jaśniej będzie w nim odczytywał cudowne drogi, po których miłosierdzie Boże kieruje losami i całego rodu ludzkiego, i poszczególnych jednostek i zrozumie, że i do grzechu pierworodnego stosują się słowa, którymi św. Paweł wyjaśnia niski stan życia religijnego dawnych pokoleń ludzkości: „Albowiem zamknął Bóg wszystko w niedowiarstwie, aby się nad wszystkim zlitował” (Rz 11, 32). Gdy następnie z rozważania tych wielkich praw zbawienia uczyni sobie codzienny pokarm swej duszy i wciąż do niego będzie wracał w swych rozmyślaniach czy też kontemplacjach, coraz głębiej będzie pojmował mądrość Bożą w miłosierdziu Wcielenia, a jednocześnie i coraz jaśniej dostrzegać będzie piękno tegoż miłosierdzia we wszystkich szczegółach Odkupienia.
Pomówmy najpierw o pierwszym, o tym jak to cudownie mądrość Boża pogodziła przez Wcielenie i Odkupienie wymagania sprawiedliwości Stwórcy i Pana z porywami miłosierdzia najlepszego Ojca. Rzeczy to znane, ale tak cenne, że nie sposób nie wracać do nich ustawicznie. Rozumowanie to jest nader proste: oto za grzech całego rodu ludzkiego winien był dać zadośćuczynienie majestatowi Bożemu przedstawiciel tegoż rodu i w sposób temu rodowi właściwy tj. przez poniesienie kary pozbawiającej go dóbr, do których największą przywiązuje wartość. Ale żadne najcięższe kary poniesione przez ludzi, istoty skończone, nie były w stanie wyrównać nieskończonej obrazy wyrządzonej majestatowi Bożemu przez grzech pierwszych rodziców; mógł był Bóg się zadowolić i takim skończonym w swej wartości zadośćuczynieniem, ale sprawiedliwości Bożej nie było ono w stanie wyrównać. Wcielenie Syna Bożego i ofiara, jaką poniósł za nas przez swą śmierć, rozwiązała sprawę całkowicie i bez reszty, jak to się dziś zwykło mówić. Ten bowiem, który za nas zadośćuczynił sprawiedliwości Bożej, był, jak to później ślicznie zostało sformułowane w składzie wiary przypisywanym św. Atanazemu: „doskonałym Bogiem i doskonałym człowiekiem… równym Ojcu przez swe Bóstwo, a mniejszym od Niego przez swe człowieczeństwo, który aczkolwiek jest Bogiem i człowiekiem, nie jest dwoma (istotami), lecz jednym Chrystusem”.
Dzięki tej jedności Boskiej Osoby Chrystusa czyny Jego mają wartość jednocześnie i ludzką i Boską. Pierwiastek ludzki sprawia, że nie ktoś obcy spłaca za nas dług, ale jeden z nas i że spłaca go w taki sposób, jak to zwykle ludzie czynią, przez poniesienie kary, przez cierpienie, przez wyrzeczenie się tego, co sercu ludzkiemu najbliższe i najdroższe. Zaś dzięki pierwiastkowi Bożemu wszystko to posiada w oczach Bożych wartość nieskończoną i zadośćuczynienie sprawiedliwości Boskiej jest całkowite. Dług nasz wobec Boga spłaca ktoś, kto Mu jest równy, a jednocześnie spłaca go jeden z nas, zdolny cierpieć i ofiarować dla wyrównania sprawiedliwości Bożej to, co ludzie mają najcenniejszego – cześć i życie. Wziąwszy na siebie nasze grzechy i zadośćuczyniwszy za nie, Chrystus udziela nam własnej swej sprawiedliwości, wlewając do naszej duszy łaskę uświęcającą, która nas czyni synami Bożymi, „a jeśli synami, to i dziedzicami” (Rz 8, 17).
Przewodnią myślą Wcielenia jest przeto całkowite zadośćuczynienie sprawiedliwości Bożej. Ona nam świadczy, jak bardzo Bogu idzie o tę sprawiedliwość, która w dziele Wcielenia i Odkupienia jaśnieje w pełnym blasku. Ale ponad nią jeszcze większym blaskiem jaśnieje miłosierdzie Boże. Jemu to zawdzięczamy, że sposób w jaki wina nasza została spłacona, uczynił nas jeszcze bogatszymi niż byliśmy przed upadkiem pierwszych naszych rodziców. To doskonałe pogodzenie w dziele Wcielenia i Odkupienia sprawiedliwości z miłosierdziem daje nam możność wejrzeć o wiele dalej w głąb przymiotów samej natury Bożej, aby korzyć się przed jej mądrością, dobrocią i mocą.
Jeszcze bardziej uderza nas bogactwo miłosierdzia Bożego we Wcieleniu i Odkupieniu, jeśli choć w krótkości przejdziemy składniki tego dzieła, które Chrystus ustanowił, aby bez przerwy prowadziło ludzkość do zbawienia. W każdym z nich jest coś więcej niż się należało, niż było konieczne i niż się można było spodziewać, a dawać ponad to, co należy dla zapobieżenia niedomaganiom jest właśnie cechą miłosierdzia. Ta obfitość życia nadprzyrodzonego, jaką Chrystus Pan przyniósł swym owieczkom (J 10, 10), jest największym świadectwem miłosierdzia, które przepełniało Jego Boskie Serce.
Pierwszą zapowiedzią tego, co nas jeszcze czekało z Jego strony, była obietnica pozostawania z nami po wszystkie dni aż do skończenia świata (Mt 28, 20). Zapewne, że dokonawszy na krzyżu pogodzenia rodu ludzkiego z Bogiem Ojcem, nie mógł Chrystus pozostawić nas własnemu losowi i nie czuwać z wysokości nieba nad swym dziełem. Wybór Apostołów i ustanowienie między nimi hierarchii najlepiej świadczy, że postanowił zostawić na ziemi po jej opuszczeniu instytucję społeczną, która by prowadziła tu w Jego imieniu dzieło Odkupienia i dawała przyszłym pokoleniom aż do skończenia świata dostęp do jego owoców. Że ten swój Kościół winien On był otoczyć szczególną opieką, tego można się było od Zbawiciela spodziewać, ale sposób w jaki to uczynił, to związanie się z nim tajemniczymi więzami nadprzyrodzonymi i niejako utożsamienie się z nim przekraczało znacznie miarę koniecznej opieki i jest uderzającym świadectwem obfitości Jego miłosierdzia.
Obietnicę swą pozostawania z nami po wszystkie dni aż do skończenia świata, Chrystus wypełnił dwojako i trudno powiedzieć, gdzie bardziej jaśnieje Jego miłosierdzie: czy w Kościele jako w Ciele Mistycznym, czy też w Ofierze eucharystycznej.
Źródło: Jacek Woroniecki OP, Tajemnica Miłosierdzia Bożego, IEN, Lublin 2001, s. 80-85.