Miały bezpowrotnie zniknąć, a tymczasem wracają. Jak doniósł „Dziennik Polski”, stuwatowe żarówki można znowu kupić w polskich sklepach.
Producenci i sprzedawcy zapewniają, że nie są to w żadnym wypadku zakazane prawem unijnym żarówki zwykłe, tylko „specjalistyczne żarówki wstrząsoodporne”, których rzecz jasna „nie należy stosować do użytku domowego”. Klienci jednak wiedzą swoje i kupują je do domu, nawet na zapas, w obawie, że mogą znowu zniknąć z rynku.
Wesprzyj nas już teraz!
Chociaż wyglądają i działają jak zwykłe 100-watówki, których przez lata używaliśmy do oświetlania mieszkań, napis na pudełku informuje, że stworzone zostały do stosowania w sygnalizatorach ulicznych albo lampach warsztatowych. Pomysłowość producentów w wymijaniu unijnych zakazów idzie nawet dalej – tradycyjne żarówki wolframowe sprzedawane są jako „kule grzewcze”, których zasadniczym przeznaczeniem jest produkcja ciepła, zaś wydzielane światło to tylko „efekt uboczny”.
Ludzie dobrze widzą, że producenci „kul grzewczych” po prostu puszczają do nich oko. Ciągle istnieje spory popyt na tradycyjne żarówki o silnej mocy, a nie wszyscy chcą je zamienić na ich droższe, energooszczędne odpowiedniki. Tak więc producenci dalej sprzedawać będą 100-watówki udając, że nie służą do oświetlania mieszkań, a klienci dalej będą je kupować i oświetlać nimi mieszkania. Chociaż sytuacja wygląda zabawnie, urzędnikom nie jest do śmiechu, ponieważ według UE tradycyjne żarówki nie powinny istnieć. Na mocy unijnej dyrektywy ponad 2 lata temu tradycyjne stuwatowe żarówki zostały zastąpione przez drogie, energooszczędne świetlówki. Rok później pożegnaliśmy 75-watówki, a w zeszłym roku 60-tki. Formalnie nie wolno ich na terenie UE produkować, sprzedawać, a także sprowadzać zza granicy.
„To próba obejścia unijnego prawa, ale nie bardzo wiemy, co z tym robić. Producenci, importerzy i sprzedawcy dysponują badaniami i certyfikatami świadczącymi, że są to produkty specjalistyczne” – mówi (zapewne z żalem) o powracających żarówkach Wanda Aksman-Zbroja z krakowskiej Inspekcji Handlowej i dywaguje, czy nie powinny chodzić po domach kontrole! Obywatelu, pokaż czym świecisz.
Cóż, brawo polscy przedsiębiorcy. Okazuje się, że krok po kroku, i terror biurokratycznego molocha można nie tylko pokonać, ale nawet ośmieszyć. A kiedy już się z czegoś śmiejemy, to oznacza, że można przestać się również bać. Cytując klasyka: idźmy tą drogą.
Piotr Toboła