Co robi Bruksela, aby ratować Grecję, a co za tym idzie dobry wizerunek unijnej polityki w strefie euro, doskonale już wiadomo. Wszelkie działania nagłaśniane są przez różnej maści media. Tymczasem po cichu, bez rozgłosu swego rodzaju „desantu” na Helladę dokonują Rosjanie, których pozytywny wpływ na grecką gospodarkę z pewnością bardziej przyczyni się do wychodzenia kraju z recesji niż plany stymulacyjne Brukseli.
Szczególne to jednak zainteresowanie, głównie ze względu na różnorodność, w jakiej się ono przejawia. W Rosji w ostatnim czasie wzrosło zainteresowanie kupnem nieruchomości na północnym wybrzeżu Morza Egejskiego. Prognozy mówią, że w tym roku Grecję jako cel podróży wybierze dwa razy więcej rosyjskich obywateli niż np. w 2010 roku, do czego zachętą z pewnością stały się ułatwienia wizowe.
Wesprzyj nas już teraz!
Jak podaje The Economist sam prezydent Władimir Putin chętnie odwiedza tamte strony. Brytyjski tygodnik twierdzi również, że w Pireusie prawdopodobnie zaczną stacjonować rosyjskie okręty. Głównie jest to podyktowane obawą utraty baz morskich w Syrii w przypadku oddania władzy przez prezydenta Baszara el-Asada. Nagle chętnym na kupno greckiego koncernu DEPA stał się Gazprom, choć grecki koncern już od dawna był w dużej mierze zależny od rosyjskiego gazu.
Deklaracje Antonisa Samarasa, lidera centroprawicowej partii Nowa Demokracja, że wolałby widzieć DEPA w rękach inwestora z Europy Zachodniej raczej nie zagrożą planom Gazpromu, gdyż w wyborach, które prawdopodobnie odbędą się na początku maja, jego partia ma niewielkie szanse na samodzielne rządy. Dlatego według The Economist rozdrobniona scena polityczna raczej nie zagrozi wpływom rosyjskim w Grecji.
Sam prezydent Putin ma w kraju gorliwego zwolennika, lidera partii Niezależni Grecy Panosa Kammenosa, który nie kryje podziwu dla rosyjskiego przywódcy. Według niego Grecy powinni zwrócić się raczej o pomoc finansową do Rosji, co być może spotkałoby się z przychylną reakcją tamtejszych władz, wcześniej już bowiem udzieliły pomocy finansowej Cyprowi w wysokości 2,5 mld. euro.
Nie bez przyczyny Panos Kammenos woli pomoc rosyjską od unijnej, wszak Unia wymaga drastycznych cięć w finansach publicznych, a ze strony Rosjan takich wymogów chyba nie musi się spodziewać. Nie chwalę tu bynajmniej Brukseli, niemniej jednak lider NG chciałby wyjścia z kryzysu po najmniejszej linii oporu. Pozostaje mieć nadzieję, że pomoc rosyjska w formie inwestycji w Grecji okaże się wystarczającym impulsem do przełamania złej passy tamtejszej gospodarki.
I.Sz.
Źródło: www.money.pl