20 marca 2012

„Polska!”, „Polska!”, „Polska!, „Dziękujemy”, ręce wyciągnięte do uścisków, łzy w oczach – owację urządzoną przez Węgrów Polakom po zakończeniu uroczystości 15 marca 2012 roku na placu Kossutha w Budapeszcie – będziemy pamiętać do końca życia. Minęło już kilka dni, ale gdy oglądamy relacje w Internecie, wzruszenie nadal ściska za gardło. Powracają obrazy – jakże ich wiele – najpiękniejszego dnia tego przedwiośnia.

 

Tamtego dnia, który już wszedł do historii wielowiekowej polsko-węgierskiej wspólnoty ducha, usłyszeliśmy od premiera dumnych Węgier – Viktora Orbána słowa: „Niech Bóg błogosławi Polskę” i – wypowiedziane po polsku – „Za wolność naszą i waszą”. Słowa owacyjnie przyjęte przez ponad ćwierć miliona Węgrów zebranych w Budapeszcie, by świętować swą niepodległość i – co nie mniej ważne – wyrazić poparcie dla polityki rządu Orbána.

Wesprzyj nas już teraz!

 

„Boże, błogosław Węgrów!”

Wystarczyło mieć biało-czerwoną flagę, a niemal w każdym miejscu doznawało się wyrazów sympatii. Węgrzy podchodzili prosili o wspólne zdjęcia, podawali ręce, obdarowywali drobnymi prezentami. W odpowiedzi kilka słów, zapisanych długopisem na dłoni: „szabadság” – wolność,  „köszönöm” – dziękujemy, albo tylko „Victor Orbán!” i palce rozłożone w kształcie litery „V”. Rządzący od dwóch lat premier Węgier cieszy się ogromnym poparciem swych rodaków. Jego poprzednicy – postkomuniści i liberałowie – po dwóch kadencjach pozostawili kraj w ruinie. Jak mówił wtedy lider opozycyjnego Fideszu: Wypróbowali na swoich przeciwnikach politycznych wszystkie środki moralnego niszczenia, przypisali im własne kłamstwa. Przełożyli własne interesy nad interesy ogółu i nie próbują się już nawet powoływać na wyższe idee. Wszystkie warstwy społeczeństwa obciążyli negatywnymi skutkami własnej niezdatności, fałszywego myślenia o historii i moralnego nihilizmu. Do wyborów w 2010 ruszył z programem zdecydowanego zerwania z tą spuścizną. Najważniejszym moim powołaniem, które wagą wyprzedza wszystkie inne życiowe zadania, jest nadać treść węgierskiemu sztandarowi, by cały naród mógł się pod nim zgromadzić i zbudować silne Węgry. Ta idea zaprowadziła go do zwycięstwa, a jego skala pozwoliła podjąć reformy i uchwalić nową konstytucję rozpoczynającą się od słów: „Boże, błogosław Węgrów!”. Jej założenia zostały oparte na chrześcijańskim fundamencie, m.in. zapis o obronie ludzkiego życia od poczęcia do naturalnej śmierci. Konserwatywna rekonkwista Orbana nie tylko w sferze ideowej, ale również budowa silnej, suwerennej, narodowej gospodarki, niezależnej od zagranicznych instytucji, wywołały coraz częstsze ataki Unii Europejskiej. Nasiliły się one przed kilkoma miesiącami. I stąd pomysł „Wielkiego wyjazdu na Węgry” zainicjowanego przez Kluby „Gazety Polskiej” przy wsparciu Stowarzyszenia „Solidarni 2010” i Ruchu Społecznego im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, aby przyjechać do Budapesztu z wyrazami poparcia w dniu narodowego święta Węgier – 15 marca 2010 roku.

 

W obronie chrześcijańskiej Europy

W podróż wybrało się kilka tysięcy Polaków – specjalnym pociągiem, autobusami, samochodami. Węgrzy przygotowali dla nas okolicznościowe wydawnictwa. „W czasach trudnych zawsze się rozumieliśmy (…) Dzisiaj ponownie jesteśmy razem, ponieważ nie tylko zapach wiosny unosi się nad budapesztańskimi ulicami i placami, ale również grożące niebezpieczeństwo dla odradzającej się chrześcijańskiej Europy. Dlatego z radością witamy Was, naszych polskich braci…”

 

Gdy w niewielkiej grupie przechodziliśmy z Pesztu do Budy Mostem Łańcuchowym, na którym Węgrzy zapraszali do pamiątkowych zdjęć, nagle zobaczyliśmy niezwykły i jakże symboliczny widok. Kilkaset metrów dalej, nad Mostem Wolności unosił się pas biało-czerwonych flag – to przechodziła blisko tysięczna grupa, która rano przyjechała pociągiem.

 

Na Wzgórzu Zamkowym gdzie spotkać się miały grupy „niezorganizowane”, już sporo Polaków. Pod kolumnę św. Trójcy idziemy razem z okrzykami „Victor Orbána!” Węgrzy klaszczą. Z Katowic przyjechało około 350 osób, wkrótce przyszła mocna grupa z Bielska-Białej,  są Gliwice, Siemianowice z dwujęzycznym napisem „Wiara-Patriotyzm-Rodzina”, nadchodzi Małopolska, Polacy z Wiednia, jest Śląsko-Dąbrowska „Solidarność”… na transparentach dziesiątki polskich miast.

 

Podchodzą Węgrzy, wśród nich w narodowym stroju, były opozycjonista dr Lájósz Nagy. Zza pazuchy wyjmuje tkaną makatę z herbem państwa i starym węgierskim „Credo”. Jego tekst pojawi się też później na innych transparentach, tłumaczy nam kolejne linijki: „Wierzę w Boga, Wierzę w Kościół, Wierzę w Boską Prawdę, Wierzę w Węgier zmartwychwstanie…” Później będzie nam towarzyszył i niczym chorąży poniesie ogromną, kilkumetrową flagę węgierską, której wcześniej nawet nie rozwijaliśmy w całości. Zabrał ją ze sobą Adam Kalita, działacz Stowarzyszenia „NZS-80”, krakowski radny, z trudem zmieściła się do samochodu.

 

Podchodzi starszy pan, okazuje się, że jest organistą. Jego babcia była Polką, zaczyna śpiewać po węgiersku „Boże coś Polskę…”, dołączamy po polsku. Młodzi chłopcy rozdają wydrukowane na komputerze paski „Witamy naszych Polski przyjaciół” i poniżej nieśmiertelny wierszyk „Polak, Węgier dwa bratanki…” Jakże on aktualny.

 

„Nie będziemy kolonią!”

Powoli formują się huzarzy, za nimi pójdą Polacy. W końcu ruszamy w kilkukilometrowy marsz do placu Kossutha, setki biało-czerwonych flag i transparentów. Dopiero teraz widać ile nas jest, a przed Dunajem dołączy grupa z warszawskiego pociągu. Za mostem owacyjne przyjęcie. Wchodzimy w szpaler Węgrów, trzymają transparenty „Dziękujemy za solidarność polskim braciom”, „Witajcie polscy bracia”… Do marszu stale dołączały delegacje Madziarów z całego kraju. Szliśmy w rytm wybijanego przez doboszy, Węgrzy śpiewali dumne pieśni, daleko się niosło „Kossuth Lájósz azt üzente” („Lajosz Kossuth wzywa nas”)…


Okoliczne ulice wypełnione ludźmi, telebimy pokazują zapełniony plac 250-300 tys. przybyłych, proporcjonalnie do liczby ludności, w Warszawie 11 listopada musiałoby się zebrać ponad milion Polaków! W morzu węgierskich flag wszędzie biało-czerwone wyspy. Poseł do parlamentu europejskiego wita nas – Polaków – w odpowiedzi huk oklasków. Na mównicę wychodzi premier Orbán. Mamy wyjątkowe szczęście, bo za nami stoją młode Węgierki – studiowały w Krakowie. Tłumaczą „na żywo” fragmenty wywołujące owacje.


Nie zebraliśmy się po to, by – zacnym zwyczajem naszych przodków – wspominać tylko chwalebną przeszłość. Zgromadziliśmy się, aby ożywić w sobie odwagę marcowych młodzieńców. Moimi słowami nie chcę im teraz wznosić jakiegoś muzeum, lecz Państwu pragnę przypomnieć, iż my, dziś żyjący Węgrzy jesteśmy spadkobiercami roku 1848. Tak, my, którzy tu stoimy i Węgrzy rozsiani po świecie, jesteśmy politycznymi i duchowymi spadkobiercami roku 1848. Polityczny i duchowy program tamtego roku brzmiał następująco: nie będziemy kolonią! Program i pragnienie Węgrów w roku 2012 brzmi: nie będziemy kolonią! Takich słów nie usłyszymy od rządzących w Polsce. Ludzi wypowiadających takie myśli podaje się medialnemu i politycznemu linczowi. Nad Dunajem wynoszą one do władzy.

 

Dzisiaj, Węgry są miejscem cywilizacyjnego starcia dumnego narodu chcącego żyć wedle odwiecznego porządku moralnego z antycywilizacją, która z taką siłą atakuje w Polsce. Jedną z jej odsłon widzieliśmy w nasze Święto Niepodległości 11 listopada 2011, gdy do stolicy przyjechali niemieccy bandyci z pałkami zaproszeni „na pomoc” przez rodzimych jej wyznawców.  To też pokazuje jak daleko z Warszawy do Budapesztu.

 

„1956 – sowiet tanks, 2012 – western banks”

Dla nas Polaków, upokarzanych przez władze, gotowych na każde ustępstwa wobec Moskwy, Berlina czy Brukseli słowa premiera Orbána brzmiały niczym z innej planety. Wolność oznacza to, że sami ustanawiamy prawa rządzące naszym życiem, że my sami decydujemy, co jest dla nas ważne, a co nie – według oglądu węgierskiego oka, według węgierskiego sposobu myślenia, idąc za rytmem węgierskiego serca. Dlatego to my sami piszemy naszą Konstytucję. Nie potrzebujemy kogoś, kto by prowadził nas jak osła. Nie potrzebujemy też niechcianej pomocy obcych, którzy prowadząc nas za rękę, chcą sterować naszymi poczynaniami. Dobrze znamy naturę nieproszonej pomocy towarzyszy. Umiemy ją rozpoznać nawet wtedy, gdy skrywa się ona nie za postawnym mundurem, ale dobrze skrojonym garniturem. Pragniemy, by Węgry mogły same zająć się sobą. Dlatego też obronimy naszą Konstytucję, która stanowi rękojmię naszej przyszłości – mówił owacyjnie oklaskiwany. Z jego przemówieniem współbrzmiały transparenty: „1956 – sowiet tanks, 2012 – western banks”. „Dotknięta” tym porównaniem Bruksela nazajutrz wydała oświadczenie.

 

Victor Orbán wielokrotnie w swym życiu dowiódł swej odwagi, konsekwencji, wierności. Dlatego cieszy się takim poparciem. Jego rodacy widzą w nim przywódcę, a nie marionetkę pociąganą za sznurki z obcych stolic. Węgry nie będą kapitulować, ale liczą również na nas. Premier Węgier jest przekonany, że: Z nami jest również wiele dziesiątków milionów w ciszy cierpliwej, ukrytej Europy, która żywi przywiązanie do narodowej suwerenności i wciąż wierzy w chrześcijańskie cnoty, które kiedyś wynosiły nasz kontynent na szczyty światowe, wierzy w odwagę, męstwo, w uczciwość, w wierność i w miłosierdzie i to jest droga do odnowy, gdyż Tylko silne narody na nowo mogą uczynić Europę wielką.

 

Nie zostawiajmy więc Węgrów samymi na tej drodze, a parafrazując wezwanie z 1956 roku młodego poety Győrgy Gőmőriego: „Wszyscy Polacy chodźcie z nami, pójdziemy za Węgrami”.{galeria}

 

 

Jarosław Szarek

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Bez Państwa pomocy nie uratujemy Polski przed planami antykatolickiego rządu! Wesprzyj nas w tej walce!

mamy: 311 151 zł cel: 300 000 zł
104%
wybierz kwotę:
Wspieram